Wylądowali
kilka kroków od wejścia. Z Sali dochodziły dźwięki muzyki, śmiechu i rozmów.
Airandir wciągnął głęboko powietrze.
- Nie
martw się, ON oberwał wczoraj na tyle mocno, że dzisiaj go na pewno nie będzie.
– Eldren położył dłoń na ramieniu brata.
-
Wątpię, żeby przegapił okazję… Ale dzięki za wsparcie. – niemrawo się
uśmiechnął.
Wielki
Mistrz wyprostował się i myślami otworzył wielkie, ozdobione drzwi, które
poruszyły się skrzypiąc. Rozmowy ucichły. Wszyscy popatrzyli w kierunku
przybyszy. Eldren wszedł pierwszy, zaraz za nim podążył Airandir. Magowie,
których mijali, kłaniali im się głęboko. Kilku starszych do nich podeszło. Przewodził
im Galdan.
- Witaj,
Wielki Mistrzu. Witaj i ty, Airandirze, dobrze cię widzieć. – skłonił się.
- Witaj
Mistrzu Galdanie. – uśmiechnął się. – Dobrze być w domu. Jak się miewasz?
- Cóż,
stare kości już mam, ale mimo to jeszcze nieźle się trzymam. Niestety, przez
zakazanie przez króla treningów, wszystko zaczyna skrzypieć. – mag skrzywił
się. – Uczniów straciłem, a ćwiczyć samemu zbytnio mi się nie chce.
-
Dlaczego właściwie król zakazał treningów? Przecież to, że teraz panuje pokój
wcale nie znaczy, że będzie on wieczny.
- Nikt
tego nie wie. – Galdan wzruszył ramionami. – Może król Alan myślał, że magowie
są wystarczająco potężni bez treningów i nie ma co tracić pieniędzy na sprzęt i
ich po prostu zakazał, a jego potomkowie utrzymali to postanowienie. Ale ty
wczoraj udowodniłeś jak głupi ten zakaz jest, mój uczniu. – z uśmiechem mrugnął
do maga.
Galdan
był nauczycielem Airandira. Od niego nauczył się podstaw władania magią i
mieczem. Był najlepszym uczniem. Przynajmniej zanim wyjechał…
- Nie
próbowaliście się przeciwstawić?
-
Przecież podlegamy ludziom. Układ, jaki zawarł Wielki Zaraz z królem Danielem
tysiące lat temu zakazuje nam sprzeciwiać się władcy ludzi.
- No
tak… Może zatem uda mi się przywrócić treningi pokojowo.
- Jeśli
jakimś niezwykłym sposobem przekonasz króla… Młodzieńcy robią się coraz leniwsi
i niedołężniejsi, wszystko robią z pomocą magii, czasem zdarza się, by któryś
ćwiczył, ale to przeważnie kilkulatki. Nikt tego nie bierze na poważnie.
Nagle do
magów podbiegła grupka chichoczących kobiet. Zarzuciły ramiona na szyje
starszych. Delikatnie czuć było od nich alkoholem.
-
Wybaczcie nam, mistrzowie. – powiedziała ta, która wisiała na barkach Galdana.
– Czy mogłybyśmy na chwilkę pożyczyć mężów? O ile tylko mają ochotę zająć się
swoimi żonami.
- Ależ
oczywiście, nie trzymamy ich.
Eldren
patrzył z aprobatą na oddalającą się grupę. Słyszał jak Galdan karci swoją
wybrankę.
- Jak
możesz tak mówić!? „Na to” zawsze mam czas i ochotę. – kobiety znowu
zachichotały i wszyscy wyszli z Sali.
-
Widzisz? Nie takie złe miałeś powitanie. – Wielki Mistrz zaśmiał się i spojrzał
na brata.
- Bo
Galdan był moim nauczycielem i przyjacielem. Reszta nie patrzy na mnie zbyt
przyjaźnie… - Airandir skrzywił się. – Czy widzisz kogo ja widzę?
- Iii po
dobrym humorze… - Eldren spochmurniał. – Czas na wino.
Strzelił
palcami. Sługa niosący tackę z kieliszkami pojawił się niemal natychmiast.
Eldren wziął ją od niego i podstawił pod nos brata. Ten głęboko wciągnął
powietrze i wybrał wino o najsłodszym zapachu. Upił kilka łyków.
- Muszę
przyznać, że dobre. Dziękuję.
Wielki
Mistrz wybrał i swój kieliszek i mruknął do sługi, by się za bardzo nie
oddalał. Zbliżał się do nich blondwłosy mag w otoczeniu kilku kobiet i dwóch
mężczyzn.
- Radi!
Radi! Radi! Nasz jednooki gryzoń wrócił do domu!
- Witaj…
Mistrzu Lindarze. – Airandir zacisnął zęby. – Co u ciebie?
- A
cudnie, cudnie. Mimo, że wczoraj prawie mnie zabiłeś to czuję się świetnie.
Mogłem się mocniej zamachnąć… Lindar był tym, który najbardziej
się naśmiewał z jego dwubarwnych oczu. Nazywał go „radim”, małym gryzoniem,
wyglądającym jak połączenie myszy i ptaka. Jedno z ich ślepi zawsze było białe.
Tak przynajmniej się mówi. Radi to stworzenie, które żyło w Lesie Mroku. Jego
wygląd jest znany tylko dzięki jednemu z niewielu szkiców, które się zachowały
przez te wszystkie lata.
Mało kto
lubił Lindara, ale zawsze miał on wokół siebie tą małą grupkę adoratorów.
Mężczyźni byli jego kolegami z dzieciństwa. Kobiety po prostu liczyły na
spędzenie nocy z nimi. Zawsze śmiali się z jego żartów, dołączali do jego
pomysłów.
Obszedł
Airandira, złapał go za warkocz i szarpnął.
- Jakie
piękne, gęste włosy. – znowu stanął przed nim. – Widzę, że upodabniasz się… do
swoich. – rzucił mu końcem warkocza w twarz.
Jego
towarzysze zaczęli się śmiać. Airandir miał ochotę obrzucić go pewną wiązanką
słów, ale ugryzł się w język. Wciąż musiał zachować elegancję.
-
Wyznasz nam, dlaczegóż to postanowiłeś wrócić tutaj ze swojej małej, bezpiecznej
norki w Valhalli? Wyrzucili cię w końcu? Spłodziłeś nieślubne dzieci z jakąś
księżniczką i uciekłeś od odpowiedzialności? Hmm?
-
Prawdopodobnie miałem dość oglądania śmierci moich przyjaciół. – odparł sucho.
- Och!
Jakże wzruszające. – Lindar teatralnie otarł niewidoczną łzę.
Ciekawe, czy byłbyś tak
wzruszony, gdybym ci zmiażdżył krtań…
~ Nawet nie próbuj braciszku. – Eldren spojrzał karcąco na
brata.
~ A-ale ja nic nie chciałem
zrobić. –
przybrał niewinną minę.
~ Mhm, bo ci uwierzę. Już wczoraj
go „delikatnie” uszkodziłeś.
~ Oj no… tylko troszeczkę mu tę
krtań zmiażdżę… nawet nie poczuje... prooszę?
Eldren
nie wytrzymał i zaczął cicho chichotać. Magowie spojrzeli na niego z pytającym
wyrazem twarzy. Wielki Mistrz odchrząknął. Wiedział, że nie wypada rozmawiać
mentalnie w towarzystwie, a jeśli już, to powinno to być dyskretne. A on właśnie
zaczął się na głos śmiać.
-
Wybaczcie. Mistrzu Lindarze, rozmowa była zacna, ale muszę teraz porozmawiać w
cztery oczy z bratem.
-
Oczywiście, Wielki Mistrzu.
- Chyba
w trzy oczy. – szepnął jeden z jego kolegów na tyle głośno, by każdy do
usłyszał i znowu rozległ się śmiech.
- Mam
jeszcze jedno pytanie. Kiedy brat Mistrza przejdzie testy?
- Mogę
choćby teraz. – wspomniany zrobił szybki krok do przodu.
Lindar
ze strachem odskoczył do tyłu i wpadł na jedną z kobiet. Wywrócili się.
Airandir uśmiechnął się z zadowoleniem.
- Za tydzień.
Trzeba wszystko przygotować, zebrać magów. Myślę, że tydzień wystarczy. – powiedział
Eldren po krótkim namyśle.
-
Doskonale. – mag pozbierał się z ziemi. – Już nie przeszkadzamy. – razem z towarzyszami
oddalił się na drugi koniec Sali.
-
Zastanawia mnie, czy kiedykolwiek przyjmą do wiadomości fakt, że ja nie jestem
ślepy na to oko. – mruknął Airandir.
- Nie
masz co się przejmować, trzymaj drugi kieliszek. Inne niż to poprzednie, ale
też powinno ci smakować.
Wypił
duszkiem.
- Może
po teście się uspokoi. – wziął kolejny kieliszek od sługi. – Chociaż z drugiej
strony, skoro uziemiłem go bez użycia magii już wczoraj, to powinien już teraz
traktować mnie z przynajmniej odrobinę większym szacunkiem.
- Wiesz
przecież jaki on jest. Usprawiedliwi się nieprzygotowaniem, nagłą sytuacją i
tak dalej. – Eldren machnął ręką. – Nie za dużo tego wina?
- Na
ucztach w Valhalli pijałem dużo więcej, nie martw się o mnie. Ale muszę
przyznać, że w porównaniu z tamtejszym jest dużo lepsze.
Reszta
wieczoru minęła spokojnie. Airandir rozmawiał jeszcze z kilkoma innymi magami.
Kilka kobiet prosiło go do tańca, ale odmawiał. Wielki Mistrz ogłosił, że za
tydzień odbędzie się test, po czym wszyscy powoli udawali się do Domów.
**********
Rozdział piąty ^^ z lekkim opóźnieniem, ale tyle się działo w tym tygodniu, że szczerze mówiąc zapomniałam, że mam bloga ^^'' Airandir spotkał się ze swoim ulubieńcem z dzieciństwa, bardzo się z tego cieszy, czyż nie? :D
Oj miałam nadzieję na jakąś poważną rozmowę, no ale cóż, trudno. Widać, że Airandir nie miał łatwego dzieciństwa, bycie gnębionym to straszna sprawa. Z jakiego powodu go prześladował? Bo wydaje mi się, ze nie tylko znowu względu na jego oczy. I na czym polega test? To zżera moją ciekawość. No cóż, czekam na ciąg dalszy,
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Ze względu* - ach ten słownik w telefonie ;<
UsuńŚwietny!
OdpowiedzUsuńNie lubię tego Lindara... Za trudne to imię . Będę go nazywać Lenor :P
Airandir... Ciacho !
Sorki, że tak późno komentuje, ale wiesz... szkoła ;)
Czekam na next i weny ;)