środa, 27 kwietnia 2016

Rozdział 8.


     Przed Airandirem stanęło czterech mężczyzn. Byli opaleni, ciemne włosy mieli rozjaśnione słońcem. Patrzyli po sobie niepewnie. Najwyraźniej Zuru to miasto leżące na południu. Ugiął nogi w kolanach, prawą cofnął do tyłu, żeby stabilniej stać, dłonie uniósł na wysokość twarzy. Skupił się i przed nim pojawiła się ledwo widoczna, błyskająca czerwienią bariera. Proszę, możecie zaczynać. Mag, wyglądający na najmłodszego z nich, uderzył pociskiem ogniowym, później powietrznym i znowu ogniowym. Airandir zdziwił się. Jeśli wszystkie wasze uderzenia będą takie, to bez problemu przejdę ten test… Jednak szybko siebie skarcił, bo przecież później ataki są łączone i zadawane przez coraz silniejszych magów. Kolejny pocisk zaskoczył go, ale bariera utrzymała się bez najmniejszego problemu. Nadszedł kolejny i kolejny. Wszystkie były słabe, nawet ten ostateczny, wspólny. Po skończonym natarciu magowie skłonili się i spojrzeli w kierunku Wielkiego Mistrza.

- Dziękuję za udział w teście, możecie odejść. Wzywam przedstawicieli miasta…

****

     Eldren wzywał kolejno coraz silniejszych magów. Mimo, że bariera jego brata stała nienaruszona, był niespokojny. Chodził tam i z powrotem, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Zazdrościł królowi spokoju, z jakim to wszystko oglądał. Siedział rozparty na jedwabnym, miękkim siedzisku, które zostało przygotowane specjalnie na jego przyjazd. Co chwilę szeptał coś z uśmiechem do swojej żony, przez co promieniała. Ich dzieci bawiły się, ścigając się nawzajem wokół swoich rodziców. Widzę, że nie bardzo was to wszystko interesuje… Eldren w końcu usiadł obok króla.

- Nic ciekawego się nie dzieje…- władca jakby usłyszał jego myśli. - Ale i tak dobrze było wyjechać z zamku, a nie jak Herion siedzieć cały dzień w komnatach i zajmować się papierkami. Skoro nie sprawdzacie już swojej mocy, skąd wiesz, że to są silni przedstawiciele danej Gildii?

- To są starsi magowie, każdy z nich ma co najmniej sześćset lat, a więc ich ostatnie testy się odbyły.

- A skąd wiesz, że jedni z najsilniejszych?

- Każdy Wielki Mistrz wie, jacy są najsilniejsi magowie w jego Gildii. Dla bezpieczeństwa…

- A kto jest najsilniejszym ze wszystkich?

- Ja… - Eldren wahał się przez chwilę, pytania króla go zastanawiały. – Możliwe, że jeszcze mój brat. Na ostatnim teście byliśmy sobie równi, walczyliśmy bardzo długo, dniami i nocami, dopóki nasza moc się zupełnie nie wyczerpała, ale żaden z nas nie wygrał. Aż dziw bierze, bo nigdy coś takiego się nie zdarzyło… A przynajmniej nie w ciągu ostatnich trzech tysiącleci… I wtedy obydwaj byliśmy słabsi od wielu magów… Nie jest pewne, czy nasza moc jest dalej taka sama.

- Czy jest możliwe, by moc maga rosła dalej po dwudziestym piątym roku życia?

- Wszystko zależy od jego pochodzenia, od tego, jak dużo mają w sobie czystej krwi. Im więcej, tym większe takie prawdopodobieństwo.

- To dlaczego nie robiliście testów tym… bliższym czystej linii?

- Przeważnie ich moc rosła minimalnie.

- A jak było z tobą?

- Ja jestem magiem czystej krwi, takim jak ja moc rośnie… bardzo długo… – zaczął nabierać podejrzeń. – To dosyć skomplikowane… Z całym szacunkiem, dlaczego Wasza Wysokość o to pyta?

- Ciekawy jestem. – król się uśmiechnął. – Moi poprzednicy trochę… zaniedbywali sprawy Gildii. Najwyższy czas to zmienić.

Ta odpowiedź trochę go uspokoiła. Rozluźnił się. Jednak nie na długo. Poczuł wibrację dochodzącą od bariery Airandira. Zerwał się z siedziska i wzbił się w powietrze.

~Bracie!

~Co się tak unosisz? Wszystko jest w porządku.

     Eldren opadł z powrotem na ziemię. Król i jego rodzina patrzyli na niego rozbawionym spojrzeniem. Tak, bardzo zabawnie to musi dla was, ludzi, wyglądać, kiedy mag wyrwie się nagle w powietrze… Nie macie pojęcia, co on potrafi wyczuć… Wielki Mistrz odesłał kolejną trójkę przeciwników. Wciągnął powietrze i przez chwilę się zawahał.

- Wzywam przedstawicieli Gildii miasta Arionia!

****

     Airandir klął pod nosem. Nic nie było w porządku. Słaby ból, który pojawił się kilka chwil temu, teraz niesamowicie mu doskwierał. Mag miał wrażenie, że jego kryształ zaraz eksploduje. Pot spływał mu z twarzy, ręce i nogi trzęsły się. Przed nim stanęli Galdan, jego przyjaciel oraz Lindar. No cudnie… Komuś tu widzę mocy przyrosło… Airandir resztkami sił spiął się i wzmocnił barierę. Ból objął całe jego ciało. Zaczął mieć mroczki przed oczami. Zdjął opaskę, by lepiej widzieć, ale niewiele to pomogło. Zobaczył zmartwienie na twarzy swojego byłego mentora. Magowie przyjęli pozycję do ataku.

- W końcu mam zaszczyt się z tobą zmierzyć! O Wielki Radi Pogromco czy tam inny Zabójco Słońca! – Lindar szeroko się uśmiechał. – Pozwól, że je dla ciebie wskrzeszę, byś mógł pokazać wszystkim swoją moc!

     Wypuścił trzy potężne ogniste uderzenia, jedno po drugim tak, by faktycznie wyglądały jak słońce. Airandir usłyszał cichy dźwięk pękającego szkła i myśląc, że to jego bariera, jeszcze ją wzmocnił. Lecz dźwięk nie ustawał. Pewnie teraz jeszcze moje uszy odmawiają mi posłuszeństwa…  Drugi atakował Galdan. Jednak jego uderzenia były słabsze od tych Lindara i to dużo słabsze. Robił to specjalnie. Troszczył się o byłego ucznia, dawał mu odsapnąć.

~ Dziękuję… mistrzu.

~ Trzymaj się, jeszcze chwilę i będzie po wszystkim.

     Nadeszły kolejne trzy. Dźwięk pękającego szkła stał się głośniejszy. Nozdrza Airandira uderzył, jakże znany mu przez te sześćset lat, zapach świeżej krwi. Już wiedział, skąd dochodził dźwięk. Tuż przed ostatecznym atakiem spojrzał w stronę brata.

~ Broń rodzinę królewską.

     Eldren zerwał się i wzniósł barierę. Rozległ się niesamowity huk. Nastała światłość.  Magowie na widowni pospiesznie zaczęli osłaniać siebie i innych. Dzieci i żona króla krzyczały, sam władca był przerażony. Wszyscy widzieli, jak czerwone płomienie uciekają z klatki piersiowej testowanego i uderzają w stworzone bariery i jak większość z nich zaczyna się załamywać.

     Wielki Mistrz wiedział, że kryształ Airandira pękł. I wiedział, że jeśli dopuści do uwolnienia się całej mocy zgromadzonej przez te sześćset lat to nikt ze zgromadzonych tego nie przeżyje. Nawet on. Wziął głęboki oddech. Nie było czasu na panikę. Skupił się i najpierw stworzył tarczę broniącą wszystkich. Później odizolował swojego brata. Wzbił się w powietrze i powoli zbliżał się do niego, zmniejszając i wzmacniając barierę wokół niego, zamykając go w kuli. Nagle jego uszu doszedł krzyk. Krzyk wcześniej zagłuszany przez wybuch mocy. Krzyk pełen bólu i strachu. W tym momencie Eldren przeraził się. On może nie przeżyć. Ta myśl sprawiła, że zaczął działać szybciej. Jeszcze kilkadziesiąt metrów… Kilkanaście… Dostrzegł sylwetkę brata. Już nie krzyczał. Leżał w bezruchu na ziemi. Moc wciąż szybko z niego uciekała. Nie wiem, co robić… Nie wiem, jak to zatrzymać… Ale muszę to zatrzymać… Nie pozwolę mu przecież umrzeć. Stworzył małą barierę tylko wokół płomieni i klatki piersiowej. Zmniejszał ją dopóki się całkowicie nie pokryła z ciałem. Wtedy podbiegł do Airandira i wpuścił w nią całą swoją resztkę mocy uformowanej w siłę uzdrawiającą. Huk ustał i wraz z nim światłość. I oczom wszystkich ukazał się potworny widok. Rozpruta klatka piersiowa, krew wypływająca z oczu, uszu i ust Airandira. Jego tatuaże gwałtownie zmieniały kolor z czarnego na czerwony, aż w końcu znikły. Kryształ był jakby wyrwany z ciała, jego brzegi cały czas ciemniały. Eldren był w stanie dostrzec pod nim serce brata. Wciąż bijące serce.
**********
Mały wielki powrót :) strasznie przepraszam za tak długą przerwę :/ co sądzicie o rozdziale?