sobota, 30 lipca 2016

Rozdział 10.


     Środek nocy. Airandir nie mógł spać. Przeciągnął się i po raz kolejny zrobił coś, czego brat stanowczo zakazywał mu robić – wstał. Podszedł do lustra rozwijając bandaże. Chciał obejrzeć kryształ. Odrzucił ostatnie kawałki materiału pokryte resztkami zaschniętej krwi i zaczął przyglądać się swojej klatce piersiowej. Siniaki, strupy, wszystko rozchodziło się od kryształu, który delikatnie pulsował światłem w rytm bicia serca. Wcześniej tak nie robił… Wcześniej nie miał czarnych brzegów… Usiadł z powrotem na łóżku i schował twarz w dłoniach. Który to dzień… albo noc… Okna zostały zaryglowane i zasłonięte od zewnątrz na rozkaz Eldrena. Jego sypialnię rozświetlały świece. Wstał i zgasił każdą po kolei.

- Wybacz bracie, że złamię kolejny twój rozkaz, ale muszę spróbować.

Skupił się i wyciągnął przed siebie dłoń. Poczuł delikatny ból wokół kryształu, ale mimo to nie przestawał. Przed jego twarzą zaczęły się tworzyć małe, czarno-czerwone płomyczki. Airandir uśmiechnął się.

- Nie powinieneś tego robić.

Mag podskoczył. W drzwiach ukazała się oświetlona pojedynczą świeczką sylwetka kobiety.

- Musisz się tak skradać? I co ty tutaj robisz o tej porze?!... A właściwie to, jaka pora jest?

- Noc, środek nocy. Wielki Mistrz kazał mi ciebie pilnować... Ale… skoro sam już zdjąłeś bandaże… – Sonia podeszła do niego z ręcznikami pachnącymi jakimiś ziołami. – Nasączone są wywarem z kwiatu derana błękitnego. Sam sok z niego może zabić, ale to powinno przyspieszyć leczenie. – Położyła świeczkę na stoliczku przy łóżku.

- Powinno… Świetnie.

Czarodziejka podeszła i przyłożyła ręcznik do piersi maga. Mężczyzna syknął.

- Coś nie tak?

- Piecze… - popatrzył w twarz dziewczyny. – Może oddaj mi to, będę się czuł mniej niezręcznie.

- A tak, oczywiście! – odskoczyła, jakby nagle poparzyła palce. – Wielki Mistrz zakazał ci…

- Tak, wiem, ale musiałem sprawdzić, czy jeszcze mogę używać magii. I udało się.

- Rozumiem. Aaa… od jak dawna chodzisz? – przechyliła na bok głowę. – Bo tego też ci zakazał.

- Odkąd tylko się ocknąłem, każdej nocy… Mam lepsze pytania. – mag usiadł. - Kiedy Eldren przyjdzie? Od jak dawna siedzisz za drzwiami mojej sypialni? Kiedy wzejdzie słońce? I kiedy będę mógł wziąć kąpiel?

- Rano, od czterech dni, za jakieś trzy godziny i być może za dwa dni, zależy czy się otrujesz czy wyleczysz. – roześmiała się.

- Bardzo zabawne… No ale skoro mam jeszcze co najmniej dwie godziny wolnego i już jestem spokojniejszy o moją moc, to mogę się zdrzemnąć. – Położył ręcznik na stoliczku, rozłożył się na łóżku i z uśmiechem zamknął oczy. – Zamierzasz patrzeć?

Dziewczyna nie ruszała się z miejsca. Mag podniósł się na łokciach.

- Co jest?

- Miałabym… głupie pytanie. Czy… ty masz drugie oko?

     Airandir przejechał dłonią po twarzy. Był tak przyzwyczajony do opaski, że nawet jej nie zauważał. W duchu dziękował bratu, że gdy był nieprzytomny ten dbał o to, by nikt wścibski nie badał jego zdolności widzenia.

- Tak, nie wiedziałaś? – usiadł. – Wydawało mi się, że widziałaś… pierwszej nocy… - poczuł, jak rumieniec wpływa mu na twarz po przypomnieniu sobie sytuacji z Eldrenem i cieszył się, że znajduje się w cieniu.

- Widziałam prawe… chyba… nie pamiętam… byłam zbyt zdezorientowana.

- A nie słyszałaś opowieści Lindara? Ani mojego przezwiska Radi?

- Lindara? Tego blondwłosego maga? Nigdy nie zwracałam na niego uwagi. I nigdy nie słyszałam żadnych plotek o tobie… - Sonia podeszła do stoliczka. – Mogłabym je zobaczyć?

Airandir wahał się. Pamiętał, jak wszyscy wytykali go palcami. Jednak jej ufał. Powoli zdjął opaskę i nachylił się do świeczki. Włosy zakryły mu twarz.

- Jeśli chcesz…

     Dziewczyna jedną ręką odgarnęła kosmyki, drugą delikatnie chwyciła go za podbródek i pociągnęła do góry. Patrzyło na nią dwoje oczu. Zabrała dłonie i zrobiła krok do tyłu. Przestraszyła się. Jedno oko niemal czarne a drugie trupio białe. W wątłym światełku płomyka mag wyglądał jak potężne groźne zwierzę.

- Nie śmiejesz się…

- Nie… raczej boję. Proszę, włóż opaskę.

     Pospiesznie zawiązał kawałek materiału wokół głowy i położył się na boku, plecami do Sonii. Podmuch powietrza zgasił świeczkę.

- Wyjdź już. Wyjdź z domu. I powiedz Eldrenowi żeby przyszedł tak szybko jak tylko będzie mógł.

Służka skinęła głową i powoli wycofała się do drzwi.

****

     Jeszcze jeden list i gotowe. Wielki Mistrz starał się skończyć pracę jeszcze przed wschodem słońca. Jednak tym razem nie męczyło go to. Cieszył się, że Airandir zdrowieje. Usłyszał delikatne pukanie do drzwi. Wstał od biurka i podszedł do nich. Sonia? Tak wcześnie?

- Airandir ma się świetnie. Chodzi i używał dziś magii. Jego rany zagoją się najpóźniej do jutra. Myślę, że możesz już wysłać list do króla.

     Eldren zastygł w połowie ruchu. Dziewczyna była zdenerwowana na tyle, by nie przejmować się okazywaniem szacunku. Ciekawe, co przeskrobał…

- Dziękuję za informację, niezmiernie mnie to cieszy. – powiedział tonem na tyle surowym, że służka szybko się opamiętała.

     Mag wyminął ją i skierował swoje kroki do domu Airandira. Wzbił się w powietrze zanim wybełkotała przeprosiny. Słońce wciąż nie wzeszło, więc nie spotkał nikogo na swojej drodze i w kilka minut stał przed kolejnymi drzwiami. Wciągnął chłodne powietrze. Jedna myśl i już był środku.

- Słyszałem, że łamałeś moje zakazy.

- Nie spałeś?

- Spałem kilka godzin, w przeciwieństwie do ciebie. – spojrzał karcącym wzrokiem na brata bawiącego się malutkimi kulkami świetlnymi, które migotały w różnych barwach wokół jego palców.

- Cieszę się, że mogę to znowu robić.

- Jutro z rana bierzesz kąpiel, przywdziewasz wyjściowe szaty i jedziemy na audiencję do króla.

Światełka w jednej chwili zgasły, a Airandir spochmurniał.

- Czego on znowu chce? Po co ja mu jestem potrzebny?

- Nie dowiesz się jak go o to nie zapytasz, ja nie wiem… Kazał mi umówić ciebie na spotkanie jak tylko będziesz w stanie ustać…

- A więc jedziemy dzisiaj. – mag zerwał się z łóżka. – Wyślij wiadomość mentalną do jednego z jego strażników, jestem pewny, że chociaż jednego znasz osobiście. Z szatami nie będzie problemu. Z kąpielą też. – zrobił kilka kroków w stronę drzwi wyjściowych. – Idziesz ze mną?

****

     Eldren nawet nie próbował się kłócić, wiedział, że to nic nie da. Po kąpieli obydwaj zjedli śniadanie i ubrali czarne szaty zdobione złotymi pasami. W południe ruszyli w stronę Arionii. Razem z nimi Galdan, jego żona, przedstawiciele Rady i… Lindar.

~ Wciąż nie rozumiem, dlaczego? – Airandir był jeszcze bardziej poirytowany niż przedtem i nie ukrywał tego. Szybował szybko, tak szybko, że inni musieli go ścigać.

~ Lindar jest osobistym doradcą króla, musi. – Wielki Mistrz także ledwo za nim nadążał. – Pokazywanie złości tylko da mu satysfakcję.

~ Wiem, ale ja będę miał satysfakcję z tego, że dotrze do pałacu spocony i zmęczony.

     Jeszcze przed zmierzchem dotarli do miasta. Tam wsiedli do dorożki i po godzinie jazdy ujrzeli mury pałacu.
**********
Witam ponownie