niedziela, 7 lutego 2016

Rozdział 4.


     W drzwiach stała służka z szeroko otwartymi oczami. Prawie upuściła tackę, którą trzymała w rękach. Bracia zastygli w bezruchu, na ich twarzach pojawiły się rumieńce. Kobieta powoli się wycofała i zaczęła biec wzdłuż korytarza. Airandir zerwał się z łóżka i chciał ją dogonić i wszystko wyjaśnić, ale Eldren zatrzymał go.

- Spokojnie, przekazałem jej w myślach obraz tego, co tu się działo i poprosiłem, żeby nie roznosiła plotek.

- Przekazałeś jej w myślach? Jak..? Przecież musiała by być magiem, a nie zobaczyłem jej kryształu ani nie wyczułem bijącej od niej magii…

- Albo zmiennokształtnym… Albo elfem… - Airandir rzucił bratu zdziwione spojrzenie. – Spokojnie, to tylko jedna z ludzi, którzy „nauczyli się” władać magią.

- Czyli jest czarodziejką, tak? – potarł dłonią skronie. – Myślałem, że to tylko głupie plotki, opowieści.

- Dobrze myślałeś. – Eldren usiadł na brzegu łóżka. – Początkowo wszyscy magowie bali się, że to prawda, że ludzie zaczęli opanowywać magię. Ci, którzy tego „dokonali”, krążyli po miastach nazywając się czarodziejami, popisując się lewitacją czy małym pokazem płomieni. Obserwatorzy ich podziwiali, byli zapraszani na uczty w bogatych domach, czasem nawet w pałacach. Godnie im się żyło, mieli mnóstwo złota i drogocennych kryształów… Ale to wszystko skończyło się jakieś dwieście lat temu, kiedy jeden z nich trafił do naszych uzdrowicieli, raniony strzałą w klatkę piersiową podczas jednego z pokazów na dworze. Wtedy okazało się, że to po prostu mag, którego kryształ był tak niewielki, że nie zdołał przebić skóry i nie tworzyły się od niego tatuaże. Jego moc była tak słaba, że oczy nie lśniły podczas korzystania z magii… Gdy prawda wyszła na jaw, czarodzieje przestali być dworzanami i skończyli jako słudzy wyższej rangi.

- Wyższej rangi? – Airandir prychnął. – Za porównywanie się z magami powinni być płatni gorzej niż ci o najniższej randze…

- Wiesz… wciąż są w stanie zabawić królewskie dziecko lepiej niż zwykły człowiek. Mogą też przenieść coś znacznie cięższego. Może nie z pomocą umysłu, ale magia przecież daje dużo siły do ciała.

- Pewnie masz rację. Co ta służka miała na tacy?

- Niosła mydło i ręczniki dla ciebie. Zostawiła je na stoliku w salonie i zabrała brudne naczynia.

- Rozumiem, że łaźnia gotowa? Przyda mi się gorąca kąpiel. – uśmiechnął się i zaczął rozplątywać warkocza.

- Owszem, przyda ci się. Czuć od ciebie koniem na kilka metrów – Eldren skrzywił się. – Co masz na boku?

- To? – jego brat wskazał dłonią na tatuaż, który był ledwo pod tymi rozchodzącymi się od kryształu. – Zrobili mi go w Valhalli, gdy w końcu wzięli mnie za swego. Przedstawia wilka, który broni księżyc przed słońcem. Pożera je. Prosty, ale cały czas przypomina mi o moim imieniu…

- Opowiesz mi, dlaczego cię tak nazwali?

- Może nie teraz… To dosyć bolesne wspomnienia… - Airandir skończył rozplątywać warkocza, zerwał się z łóżka i wyprostował się. – Czy odprowadzisz mnie do łaźni?

Wielki Mistrz westchnął i również wstał.

- Tędy.

Wzięli ze sobą ręczniki, mydła i jakieś luźniejsze szaty i wyszli na dwór. Łaźnia znajdowała się kilkadziesiąt kroków od domu.

 - Ja rozumiem, że zwykły mag przez sześćset lat mógłby zapomnieć, jak wygląda Gildia, ale przecież ty znałeś tutaj każdą norę i każdy kamyk.

- Tak, ale pozmienialiście tutaj jak mnie nie było.

- Nie szukaj wymówek, bo domów i łaźni nie przenosiliśmy. Jedynie dobudowaliśmy kilka.

- Oj no cicho już.

     Już pod drzwiami uderzyło ich ciepło gorącej pary. Weszli do środka i stworzyli kilka malutkich kul świetlnych. Airandir ściągnął buty, zrzucił z siebie spodnie i bieliznę i wskoczył do basenu. Chwilę nurkował, po czym wynurzył się, dysząc.

- Piękna syrenka z ciebie, braciszku. – zaśmiał się Eldren i nie zdążył wznieść bariery, oberwał ścianą wody. – To nie było zbyt miłe…

- Podejdź bliżej a pokażę ci, co jest niemiłe. – Airandir oparł się o kamienne płytki.

- Może kiedy indziej.

     Wielki Mistrz wysuszył ubranie i włosy. Parę sekund później poczuł napór powietrza, pchający go do basenu. Gdy znalazł się na krawędzi. „syrenka” złapała go za szatę i wciągnęła do basenu. Był zmuszony się rozebrać, gdyż tak gorąca woda mogła zniszczyć delikatny materiał.

- Widzę, że jesteś zadowolony z siebie. – powiedział, patrząc ze złością na uśmiechającego się brata.

- Nie tylko mi przyda się kąpiel. – spochmurniał. – Wybacz za sytuację ze służką. Zapomniałem, że jesteś Wielkim Mistrzem i że nie jesteśmy już dziećmi.

- Nie musisz się tym przejmować, czasem trzeba mieć trochę rozrywki… Tylko następnym razem nie w sypialni i nie bez koszuli. – Eldren ochlapał Airandira.

Przez resztę wieczoru magowie rozmawiali, bawili się, śmiali. Po kąpieli ubrali luźne szaty i wrócili do swoich domów, życząc sobie dobrej nocy.

- Wyśpij się, jutro czeka cię uczta i wszyscy będą chcieli dowiedzieć się od ciebie jak najwięcej.

- Już się nie mogę doczekać. Po prostu marzę o momencie, w którym będę otoczony przez grupę ciekawskich osób zasypujących mnie pytaniami.

- Ja tak mam przed każdą ucztą, na której zaplanowałem być, ale nie martw się. Na początku jest nudno, ale jak magowie popiją wina to przestaje się narzekać. – Wielki Mistrz mrugnął do brata.

- Mam w takim razie nadzieję, że dobre wino tu macie, bo będę go dużo potrzebował, żeby wytrzymać „z niektórymi”.

- No tak… Dobranoc Airandirze.

- Dobranoc Eldrenie, dobrze było cię zobaczyć po tylu latach.

     Nazajutrz na Głównym Placu wrzało. Już od rana słudzy i magowie biegali tam i z powrotem, po to, by uczta wypadła jak najlepiej. Co prawda takie spotkania urządzane były często, ale to jest pierwsze z rozkazu Wielkiego Mistrza. Kobiety szukały najlepszych sukni i perfum, zwłaszcza te niezamężne. Mężczyźni zajmowali się ważniejszymi sprawami. Pomagali w przygotowywaniu sali, wyborze zwierząt do uboju oraz win.

****

     Airandira obudziło pukanie do drzwi. Zaspany wyszedł z sypialni i przecierając oczy otworzył drzwi na dwór. Stał przed nim potężny sługa oraz służka, którą widział już wczoraj.

- Witaj panie. – mężczyzna skłonił się. – Przyniosłem ci misę z ciepłą wodą. Wielki Mistrz chciał też, bym ci przekazał, iż uczta zacznie się za dwie godziny. Wybacz to pytanie, ale czy wciąż spałeś? Jest tak późno…

Co on gada..? Mag spojrzał za jego ramię. Ou…słońce zaraz będzie zachodzić…

- Tak, spałem. – przetarł twarz dłonią. – Dziękuję za zbudzenie.

- Nie ma za co panie. – sługa się uśmiechnął. – Sonia przyniosła ci posiłek.

Dziewczyna wyciągnęła przed siebie ręce z tacką. Trzęsły się. Wyglądała, jakby nie do końca wiedziała, co robić. Musi być tu nowa… Mag uśmiechnął się, podziękował i zabrał od niej tackę. Sługa wszedł do domu, postawił misę z wodą na stole i skrzywił się, widząc porozrzucane bagaże na środku salonu.

- Jeśli chcesz panie, mogę tu posprzątać.

- Nie, dziękuję, sam się tym zajmę. Możecie odejść.

Słudzy skłonili się i oddalili. Airandir szybko zamknął za nimi drzwi. Chciał zająć się od razu przygotowaniem na ucztę, ale burczenie w brzuchu i smakowity zapach dochodzący z tacki go powstrzymały. Przecież spokojnie zdążę… Zjadł śniadanie i przemył twarz wodą. Obok misy zauważył małą fiolkę z przywiązaną karteczką. „Na wypadek gdyby zapach konia do końca się nie zmył.” Perfumy. Wypróbował zapach na nadgarstku. Uśmiechnął się. No braciszku… Całkiem niezły wybór dla mnie. Poszedł do sypialni i popatrzył na granatową szatę. W zasadzie nie granatową, w świetle okazała się niebieska. Tu już trochę gorzej, ale tego już chyba nie wybierałeś. Ubrał się. Czegoś mu brakowało. Spodnie, pas, buty, bielizna… Przecież nie włoży na siebie tych brudnych i zniszczonych, w których przyjechał. Usłyszał pośpieszne pukanie do drzwi. Otworzył je myślami.

- Wejść.

- Przepraszam panie, wczoraj zapomniałam ci przynieść części rzeczy i przypomniałam sobie dopiero teraz. – młody, damski, zadyszany głos.

- To ty Sonia? Nie szkodzi, widać, że jesteś tu nowa. Zostaw je przy moich rzeczach i wyjdź.

- Dobrze panie, jeszcze raz przepraszam.

Usłyszał ciche zatrzaśniecie się drzwi. Wbiegł do salonu i zastał to, czego mu brakowało. Dokończył ubieranie się i przyszedł czas na włosy. Stanął przed lustrem i zaczął je rozczesywać. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie zostawić ich rozpuszczonych z powodu małej ilości czasu, ale stwierdził, że tutaj mocno dbają o estetykę wyglądu i jest za wcześnie, by łamać ich przepisy. Splótł warkocza i po raz kolejny usłyszał pukanie do drzwi. Tym razem wiedział, kto stał przed domem. Wyczuł magię emanującą od brata. Uśmiechnął się i podbiegł do drzwi, po drodze skropił się perfumami.

- Witaj bra…

- Ile można spać! – Eldren dźgnął brata palcami. – Pukałem rano chcąc zaprosić cię na śniadanie, ale niee! Po co wstać?

Obydwoje zaczęli się śmiać.

- Nie do twarzy ci w niebieskim.

- Mam nadzieję, że nie ty to wybierałeś.

- Nie. W sumie mogłem kazać ci przynieść czarną, taką, jaką ja mam. Albo chociaż coś ciemniejszego…

- Dobra tam, mniejsza o to. – Airandir zamknął za sobą drzwi. – Ile czasu nam zostało do rozpoczęcia się uczty?

- Za mało.

Eldren utworzył dysk pod stopami swoimi i brata. Uniósł ich nad ziemię i zaczęli szybować w stronę Wielkiej Sali Spotkań.

- Przecież umiem lewitować…

- Zanim byś się za to zabrał, zanim byś sobie w ogóle przypomniał jak to robić…

Airandir przewrócił oczami. Wielki budynek przed nimi stawał się coraz większy i większy.

**********
 
Wkrótce magowie będą mieli szansę porozmawiać z Airandirem. A wy cieszylibyście się na jego miejscu z uczty? ^^

6 komentarzy:

  1. Rozdział ciekawy, ale czekam aż coś zacznie się dziać :3
    Ja bym się cieszyła - darmowe wino? Jestem na tak.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak dla mnie, za dużo ludu...
    Rozdział świetny!
    Czekam na next i weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytając Twoje opowiadanie przypomniała mi się seria Trudi Canavan "trylogia Czarnego Maga" - którą serdecznie polecam, jeśli ktoś nie czytał.
    Dobrze piszesz, ciekawie, podoba mi się stworzona przez Ciebie w prologu historia. Co się stało z pozostałymi rasami?
    Rozdziały miło, powoli wprowadzają w klimat. Główny bohater z pewnością jest inteligentny i silny skoro mianowano go na Wielkiego Mistrza. Jego brat również wydaje się barwną postacią. Lecz co zwiastuje jego przybycie? Czym sie zajmuje? Dlaczego jest wciąż w trasie? Wiele pytań mi się nasuwa, mam nadzieje poznać odpowiedź choć na część z nich.
    Cieszyć się z uczty? Z jednej strony miłe jest spotkanie ludzi, których dawno się nie widziała, z drugiej jednak w jego sytuacji będzie to zapewne jedno, wielkie przesłuchanie.
    Podoba mi się Twój styl, lekko się czyta. Czekam na więcej. (Wcześniej dodałam komentarz pod nie ten rozdział, co powinnam, także wybacz)
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę przyznać, że właśnie z tej trylogii czerpałam nieco inspiracji co do Gildii ^^
      Dziękuję za komentarz i obiecuję, że na część albo wszystkie pytania otrzymasz odpowiedź :)

      Usuń
  4. Witaj!
    Na wstępie wspomne, że uwielbiam taką tematykè opowiadań.
    Przyjemnie piszesz, masz bogate słownictwo.
    Czekam na następny rozdział aż akcja ruszy do przodu.
    Pozdrawiam!

    W wolnej chwili zapraszam do siebie:
    http://zapomniana-partytura.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń