W
drzwiach stała służka z szeroko otwartymi oczami. Prawie upuściła tackę, którą
trzymała w rękach. Bracia zastygli w bezruchu, na ich twarzach pojawiły się
rumieńce. Kobieta powoli się wycofała i zaczęła biec wzdłuż korytarza. Airandir
zerwał się z łóżka i chciał ją dogonić i wszystko wyjaśnić, ale Eldren
zatrzymał go.
-
Spokojnie, przekazałem jej w myślach obraz tego, co tu się działo i poprosiłem,
żeby nie roznosiła plotek.
-
Przekazałeś jej w myślach? Jak..? Przecież musiała by być magiem, a nie
zobaczyłem jej kryształu ani nie wyczułem bijącej od niej magii…
- Albo
zmiennokształtnym… Albo elfem… - Airandir rzucił bratu zdziwione spojrzenie. –
Spokojnie, to tylko jedna z ludzi, którzy „nauczyli się” władać magią.
- Czyli
jest czarodziejką, tak? – potarł dłonią skronie. – Myślałem, że to tylko głupie
plotki, opowieści.
- Dobrze
myślałeś. – Eldren usiadł na brzegu łóżka. – Początkowo wszyscy magowie bali
się, że to prawda, że ludzie zaczęli opanowywać magię. Ci, którzy tego
„dokonali”, krążyli po miastach nazywając się czarodziejami, popisując się
lewitacją czy małym pokazem płomieni. Obserwatorzy ich podziwiali, byli
zapraszani na uczty w bogatych domach, czasem nawet w pałacach. Godnie im się
żyło, mieli mnóstwo złota i drogocennych kryształów… Ale to wszystko skończyło
się jakieś dwieście lat temu, kiedy jeden z nich trafił do naszych
uzdrowicieli, raniony strzałą w klatkę piersiową podczas jednego z pokazów na
dworze. Wtedy okazało się, że to po prostu mag, którego kryształ był tak niewielki,
że nie zdołał przebić skóry i nie tworzyły się od niego tatuaże. Jego moc była
tak słaba, że oczy nie lśniły podczas korzystania z magii… Gdy prawda wyszła na
jaw, czarodzieje przestali być dworzanami i skończyli jako słudzy wyższej rangi.
- Wyższej
rangi? – Airandir prychnął. – Za porównywanie się z magami powinni być płatni
gorzej niż ci o najniższej randze…
- Wiesz…
wciąż są w stanie zabawić królewskie dziecko lepiej niż zwykły człowiek. Mogą
też przenieść coś znacznie cięższego. Może nie z pomocą umysłu, ale magia
przecież daje dużo siły do ciała.
- Pewnie
masz rację. Co ta służka miała na tacy?
- Niosła
mydło i ręczniki dla ciebie. Zostawiła je na stoliku w salonie i zabrała brudne
naczynia.
-
Rozumiem, że łaźnia gotowa? Przyda mi się gorąca kąpiel. – uśmiechnął się i
zaczął rozplątywać warkocza.
-
Owszem, przyda ci się. Czuć od ciebie koniem na kilka metrów – Eldren skrzywił
się. – Co masz na boku?
- To? –
jego brat wskazał dłonią na tatuaż, który był ledwo pod tymi rozchodzącymi się
od kryształu. – Zrobili mi go w Valhalli, gdy w końcu wzięli mnie za swego.
Przedstawia wilka, który broni księżyc przed słońcem. Pożera je. Prosty, ale
cały czas przypomina mi o moim imieniu…
-
Opowiesz mi, dlaczego cię tak nazwali?
- Może
nie teraz… To dosyć bolesne wspomnienia… - Airandir skończył rozplątywać
warkocza, zerwał się z łóżka i wyprostował się. – Czy odprowadzisz mnie do
łaźni?
Wielki
Mistrz westchnął i również wstał.
- Tędy.
Wzięli
ze sobą ręczniki, mydła i jakieś luźniejsze szaty i wyszli na dwór. Łaźnia
znajdowała się kilkadziesiąt kroków od domu.
- Ja rozumiem, że zwykły mag przez sześćset
lat mógłby zapomnieć, jak wygląda Gildia, ale przecież ty znałeś tutaj każdą
norę i każdy kamyk.
- Tak,
ale pozmienialiście tutaj jak mnie nie było.
- Nie
szukaj wymówek, bo domów i łaźni nie przenosiliśmy. Jedynie
dobudowaliśmy kilka.
- Oj no
cicho już.
Już pod
drzwiami uderzyło ich ciepło gorącej pary. Weszli do środka i stworzyli kilka
malutkich kul świetlnych. Airandir ściągnął buty, zrzucił z siebie spodnie i
bieliznę i wskoczył do basenu. Chwilę nurkował, po czym wynurzył się, dysząc.
- Piękna
syrenka z ciebie, braciszku. – zaśmiał się Eldren i nie zdążył wznieść bariery,
oberwał ścianą wody. – To nie było zbyt miłe…
-
Podejdź bliżej a pokażę ci, co jest niemiłe. – Airandir oparł się o kamienne
płytki.
- Może
kiedy indziej.
Wielki
Mistrz wysuszył ubranie i włosy. Parę sekund później poczuł napór powietrza,
pchający go do basenu. Gdy znalazł się na krawędzi. „syrenka” złapała go za
szatę i wciągnęła do basenu. Był zmuszony się rozebrać, gdyż tak gorąca woda
mogła zniszczyć delikatny materiał.
- Widzę,
że jesteś zadowolony z siebie. – powiedział, patrząc ze złością na
uśmiechającego się brata.
- Nie
tylko mi przyda się kąpiel. – spochmurniał. – Wybacz za sytuację ze służką.
Zapomniałem, że jesteś Wielkim Mistrzem i że nie jesteśmy już dziećmi.
- Nie
musisz się tym przejmować, czasem trzeba mieć trochę rozrywki… Tylko następnym
razem nie w sypialni i nie bez koszuli. – Eldren ochlapał Airandira.
Przez resztę
wieczoru magowie rozmawiali, bawili się, śmiali. Po kąpieli ubrali luźne szaty
i wrócili do swoich domów, życząc sobie dobrej nocy.
- Wyśpij
się, jutro czeka cię uczta i wszyscy będą chcieli dowiedzieć się od ciebie jak
najwięcej.
- Już
się nie mogę doczekać. Po prostu marzę o momencie, w którym będę otoczony przez
grupę ciekawskich osób zasypujących mnie pytaniami.
- Ja tak
mam przed każdą ucztą, na której zaplanowałem być, ale nie martw się. Na początku jest nudno, ale jak
magowie popiją wina to przestaje się narzekać. – Wielki Mistrz mrugnął do brata.
- Mam w
takim razie nadzieję, że dobre wino tu macie, bo będę go dużo potrzebował, żeby
wytrzymać „z niektórymi”.
- No
tak… Dobranoc Airandirze.
-
Dobranoc Eldrenie, dobrze było cię zobaczyć po tylu latach.
Nazajutrz
na Głównym Placu wrzało. Już od rana słudzy i magowie biegali tam i z powrotem,
po to, by uczta wypadła jak najlepiej. Co prawda takie spotkania urządzane były
często, ale to jest pierwsze z rozkazu Wielkiego Mistrza. Kobiety szukały
najlepszych sukni i perfum, zwłaszcza te niezamężne. Mężczyźni zajmowali się
ważniejszymi sprawami. Pomagali w przygotowywaniu sali, wyborze zwierząt do
uboju oraz win.
****
Airandira
obudziło pukanie do drzwi. Zaspany wyszedł z sypialni i przecierając oczy
otworzył drzwi na dwór. Stał przed nim potężny sługa oraz służka, którą widział
już wczoraj.
- Witaj
panie. – mężczyzna skłonił się. – Przyniosłem ci misę z ciepłą wodą. Wielki
Mistrz chciał też, bym ci przekazał, iż uczta zacznie się za dwie godziny. Wybacz
to pytanie, ale czy wciąż spałeś? Jest tak późno…
Co on gada..? Mag spojrzał za jego ramię. Ou…słońce zaraz będzie zachodzić…
- Tak,
spałem. – przetarł twarz dłonią. – Dziękuję za zbudzenie.
- Nie ma
za co panie. – sługa się uśmiechnął. – Sonia przyniosła ci posiłek.
Dziewczyna
wyciągnęła przed siebie ręce z tacką. Trzęsły się. Wyglądała, jakby nie do
końca wiedziała, co robić. Musi być tu
nowa… Mag uśmiechnął się, podziękował i zabrał od niej tackę. Sługa wszedł
do domu, postawił misę z wodą na stole i skrzywił się, widząc porozrzucane
bagaże na środku salonu.
- Jeśli chcesz
panie, mogę tu posprzątać.
- Nie,
dziękuję, sam się tym zajmę. Możecie odejść.
Słudzy
skłonili się i oddalili. Airandir szybko zamknął za nimi drzwi. Chciał zająć
się od razu przygotowaniem na ucztę, ale burczenie w brzuchu i smakowity zapach
dochodzący z tacki go powstrzymały. Przecież
spokojnie zdążę… Zjadł śniadanie i przemył twarz wodą. Obok misy zauważył
małą fiolkę z przywiązaną karteczką. „Na wypadek gdyby zapach konia do końca
się nie zmył.” Perfumy. Wypróbował zapach na nadgarstku. Uśmiechnął się. No braciszku… Całkiem niezły wybór dla mnie.
Poszedł do sypialni i popatrzył na granatową szatę. W zasadzie nie
granatową, w świetle okazała się niebieska. Tu
już trochę gorzej, ale tego już chyba nie wybierałeś. Ubrał się. Czegoś mu
brakowało. Spodnie, pas, buty, bielizna… Przecież nie włoży na siebie tych
brudnych i zniszczonych, w których przyjechał. Usłyszał pośpieszne pukanie do
drzwi. Otworzył je myślami.
- Wejść.
-
Przepraszam panie, wczoraj zapomniałam ci przynieść części rzeczy i
przypomniałam sobie dopiero teraz. – młody, damski, zadyszany głos.
- To ty
Sonia? Nie szkodzi, widać, że jesteś tu nowa. Zostaw je przy moich rzeczach i
wyjdź.
- Dobrze
panie, jeszcze raz przepraszam.
Usłyszał
ciche zatrzaśniecie się drzwi. Wbiegł do salonu i zastał to, czego mu
brakowało. Dokończył ubieranie się i przyszedł czas na włosy. Stanął przed
lustrem i zaczął je rozczesywać. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie zostawić
ich rozpuszczonych z powodu małej ilości czasu, ale stwierdził, że tutaj mocno
dbają o estetykę wyglądu i jest za wcześnie, by łamać ich przepisy. Splótł
warkocza i po raz kolejny usłyszał pukanie do drzwi. Tym razem wiedział, kto
stał przed domem. Wyczuł magię emanującą od brata. Uśmiechnął się i podbiegł do
drzwi, po drodze skropił się perfumami.
- Witaj
bra…
- Ile
można spać! – Eldren dźgnął brata palcami. – Pukałem rano chcąc zaprosić cię na
śniadanie, ale niee! Po co wstać?
Obydwoje
zaczęli się śmiać.
- Nie do
twarzy ci w niebieskim.
- Mam
nadzieję, że nie ty to wybierałeś.
- Nie. W
sumie mogłem kazać ci przynieść czarną, taką, jaką ja mam. Albo chociaż coś
ciemniejszego…
- Dobra
tam, mniejsza o to. – Airandir zamknął za sobą drzwi. – Ile czasu nam zostało
do rozpoczęcia się uczty?
- Za
mało.
Eldren
utworzył dysk pod stopami swoimi i brata. Uniósł ich nad ziemię i zaczęli
szybować w stronę Wielkiej Sali Spotkań.
-
Przecież umiem lewitować…
- Zanim
byś się za to zabrał, zanim byś sobie w ogóle przypomniał jak to robić…
Airandir
przewrócił oczami. Wielki budynek przed nimi stawał się coraz większy i
większy.
**********
Wkrótce magowie będą mieli szansę porozmawiać z Airandirem. A wy cieszylibyście się na jego miejscu z uczty? ^^