wtorek, 26 stycznia 2016

Rozdział 2.


     Część ciekawskich osób podbiegła do bramy, strażnicy muru zaczęli się tłoczyć przy blankach nad nią. Jeździec jechał szybko, pędząc na potężnym koniu. Kilku magów popatrzyło na Eldrena z pytającym spojrzeniem. Jako Wielki Mistrz miał obowiązek informować innych o wszelakich odwiedzinach. Jednak on o niczym nie wiedział, nie dotarł do niego żaden list czy plotka, że ktoś ma złożyć wizytę Gildii. A nikt nigdy nie próbował atakować magów... ZWŁASZCZA w pojedynkę. Wyszedł na główną wieżyczkę nad bramą.

- Wznieść słabą barierę trzysta metrów od bramy!

     Strażnicy z posłuszeństwem wykonali polecenie i przez powietrze przemknęło kilka wiązek magii, które scaliły się w lśniąca wielokolorowym blaskiem ścianę. Jednak jeździec nie zwalniał. Uniósł rękę i rzucił czymś w barierę, która rozprysła się niczym szkło. Na murze rozległy się pomruki, coraz częściej zadawane były pytania, kim jest przybysz i jak potężny jest. Eldren zacisnął pięści. Nigdy wcześniej nie był postawiony w takiej sytuacji.

- Wznieść silną barierę sto metrów od bramy!

     Lśniąca ściana stanęła tuż przed zwierzęciem. Koń czując gorąc parzący jego chrapy stanął dęba, jednak jeździec utrzymał się. Uspokoił wierzchowca powolnym klepaniem po szyi, po czym zsiadł. Nie spieszyło mu się. Podszedł do bariery i przez chwilę stał przy niej, jakby namyślał się, co zrobić. Na czołach magów utrzymujących ścianę pojawiły się krople potu. Coraz ciężej było im ją utrzymać, nie z powodu zmęczenia, ale dezorientacji spokojem jeźdźcy.

     No dalej, rusz się. Eldren tracił cierpliwość. Chwycił lunetę i zaczął przyglądać się przybyszowi. Wysoki. Ubrany w długi płaszcz wykończony futrem. Zarzucony na głowę kaptur. Uzbrojony w dwuręczny miecz i dwa sztylety uwiązane do szerokiego skórzanego pasa. Na rękach skórzane rękawice. Jednak, kiedy napotkał lodowaty wzrok jeźdźca wszystko zaczęło się dziać szybko.

     - Natychmiast wzmocnić! – Ryknął Eldren, ale było za późno. Mężczyzna uderzył z pięści w barierę, która z początku się zachwiała, po czym runęła tak jak ta pierwsza. Wykorzystał kilka sekund zaskoczenia, szybko dosiadł konia i zaczął cwałować w kierunku bramy. Rozproszeni magowie próbowali trafić w niego pociskami ogłuszającymi, ale nie mogli. Wielki Mistrz zacisnął zęby. Setki lat bez treningów dają swoje efekty, „Po co trenować, kiedy mamy pokój?”… Drogi królu może właśnie po to!”

     Jeździec będąc kilka długości konia od bramy wyciągnął przed siebie miecz i przebił się przez drewniane wrota jakby były zrobione z trzciny. W biegu zeskoczył z wierzchowca i stanął na środku Głównego Placu. Magowie byli w kompletnej rozsypce. Kobiety z dziećmi zaczęły uciekać, podobnie uczniowie i większość tych młodszych.

     - Co wy robicie?! Otoczyć go! – krzyknął Galdan, jeden z najstarszych, pamiętających jeszcze czasy elfów i doświadczony w walce. Kilku jego rówieśników stanęło ramie w ramie z nim, później około pięćdziesięciu młodszych od nich.

     Jeździec wciąż stał po środku z rękami skrzyżowanymi na piersi. Głowę miał spuszczoną tak, że poły kaptura zasłaniały mu połowę twarzy, pozostawiając widoczny tylko czubek nosa i usta. Po chwili jednak, widząc zachowanie magów, zaczął się głośno śmiać.

     - Ty bezczelny gnoju! – blondwłosy mężczyzna nie wytrzymał. Jego oczy zalśniły jasnoniebieskim blaskiem, na dłoniach uwidoczniły się tatuaże. Rzucił się w kierunku przybysza, nie tworząc bariery czy nawet tarczy. Ten tylko na to czekał. Odwrócił się z prędkością światła i uderzył go głowicą miecza centralnie w niebieski kryształ błyszczący pod jego szatą. Mag jęknął. Oczy zaszły mu mgłą i upadł na ziemie. W pierścieniu rozległy się szepty. Kilku starszych mężczyzn się wycofało mówiąc, że to czarna magia.

     - Co jest? Gdzie bariera? – zadrwił mężczyzna, z powrotem schował miecz do pochwy i wrócił do swojej poprzedniej pozycji. Uśmiech znikł z jego twarzy. Trzech młodszych magów popatrzyło po sobie i kiwnęło głowami. W trójkę ruszyli w jego kierunku, każdy tworząc swoją tarczę. Wspólnie strzelili w niego pociskami magicznymi, ale każdy innym, przez co się nie scaliły, a unieszkodliwiły same siebie i do mężczyzny dotarł tylko podmuch wiatru. Jeździec ponownie powolnym ruchem wyciągnął miecz, po czym szybkimi ukośnymi skokami zaczął się zbliżać do magów. Ci wpadli w popłoch, ślepo wypuszczając magię we wszystkich kierunkach, nieraz trafiając towarzysza. Mężczyzna sprawnie unikał ataków i, tym razem pięścią, by łatwiej wyminąć tarczę, po kolei uderzał młodzieńców w kryształy. Pierwszy... drugi... trzeci...

     - Dość! – wszyscy zwrócili wzrok w stronę bramy. Eldren był wściekły. Zeskoczył z wieżyczki znajdującej się dwadzieścia metrów nad ziemią. Gdy tylko jego stopy dotknęły gruntu, zaczął iść szybkim krokiem w kierunku przybysza. Wszyscy schodzili mu z drogi, nie tylko dlatego że był Wielkim Mistrzem. Nigdy nie widzieli go w takim stanie. Jego zwykle szare oczy mieniły się ciemnym fioletem. Sam wyglądał jakby szedł w fioletowych płomieniach. Jego czarne włosy uwolniły się z kucyka i unosiły się razem z emanującymi falami magii, podobnie jak jego szata. Na dłoniach zaciśniętych w pięści uwydatniły się żyły, a tatuaże były tak intensywne, że wydawały się niemal czarne.

     Taki widok powinien przerażać każdego. To, że magia emanowała z całego ciała świadczyło o tym, jak potężny był ten mężczyzna. Eldren udowodnił po raz kolejny, że pod względem siły to on jest Wielkim Mistrzem i nikt inny.

- Kim jesteś? – wysyczał do przybysza. – Gadaj albo cię zmiażdżę!

     Mężczyzna milczał. Wciąż miał spuszczoną głowę i rękę trzymał na rękojeści miecza. Stał nisko na nogach, jakby gotowy do przyjęcia ciosu.

- Jak sobie życzysz – wydyszał Eldren i z jego dłoni buchnęły dwa ogniste uderzenia. W ślad za nimi poszła seria uderzeń ogłuszających tak silnych, że jeden byłby w stanie zabić setkę ludzi. Kilka porcji magii uformowanej w ostrza i znowu uderzenia ogniste. Mag nie mógł się pohamować.

     Z ziemi podniósł się kurz, który zasłonił wszystko. Nie było słychać kompletnie nic poza głuchym piskiem w uszach. Po chwili wszystko się uspokoiło. W pyle można było ujrzeć dwie postaci, jedną klęczącą i jedną pochyloną i trzymającą skrzyżowane ręce tuż przed twarzą.

     Wielki Mistrz upadł zmęczony. Dyszał. Tatuaże stały się niewyraźne, oczy wróciły do normalnego koloru, uwidoczniły się cienie pod nimi. Przybysz stał na chwiejnych nogach. Starał się złapać oddech.

     Jakim cudem jeszcze żyjesz… to niemożliwe…chyba że…bariera… Eldren patrzył z niedowierzaniem. Postać stojąca przed nim musiała być magiem. Ale skąd…

     Nagle mężczyzna zaczął się cicho śmiać. Chwiejnym krokiem zbliżył się do Wielkiego Mistrza.

- Wiele lat minęło… - upadł przed nim, ściągnął kaptur i uśmiechnął się. – Spodziewałem się lepszego powitania... braciszku…
 
**********
 
Drugi rozdział ^^ spodziewaliście się takie końcówki? Przepraszam, że taki krótki :/ Jak myślicie, jak inni zareagują na powrót brata Wielkiego Mistrza?

1 komentarz:

  1. Ooooo... To się zacznie zabawa!
    Braciszek?!
    Rozdział świetny !
    Czekam na next i weny ;)

    OdpowiedzUsuń