sobota, 23 stycznia 2016

Rozdział 1.


     „... wybudowanie statku zdolnego pomieścić pięć tysięcy par z dziećmi i ich dobytkiem, potrzebny do zasiedlenia wysp północnej części Morza Egoi. W imieniu mojego ludu proszę też o podwyższenie muru oddzielającego główną część miasta Arionia od Slumsów oraz o oczyszczenie podziemnych tuneli.                   
                                                                        Z wyrazami szacunku
                                                                             Król Herion”

     W końcu koniec. Eldren zwinął list i odrzucił go na biurko. Gdybyście nie mnożyli się jak króliki to nie potrzebowalibyście, nie pamiętam już którego, statku ani kolejnego podwyższania muru. Mag splótł palce na karku i odchylił się w fotelu. Piasek w klepsydrze przesypał się po raz szósty. Znowu pracował za długo. Jednak tym razem planuje się wyspać, nie może przecież non stop koić zmęczenia magią uzdrawiającą. Napiszę odpowiedź jutro, może Jego Wysokość się za ten jeden raz nie obrazi.

     Wstał i szybko zaczął chować wszelakie listy i ustawy, które musiał dzisiaj przeczytać i zatwierdzić. Przypadkiem trącił i przewrócił kałamarz. Obserwował jak czarny płyn zalewa zapisane papirusy, pergaminy i czyste kartki. Stłumił przekleństwo i zabrał się do sprzątania bałaganu. Zaraz, zaraz… jak brzmiało to przysłowie, które mówiło żeby się nie spieszyć, bo jeszcze sobie człowiek doda roboty? Nie pamiętam...  Zebrał atrament z podłogi, biurka i wydobył go z dokumentów, oczyścił z wszelkich paprochów, po czym zamieścił z powrotem w kałamarzu. Odsunął na bok przybory pisarskie i skończył chowanie papierów.

     Zatrzasnął magiczną kłódkę, mimo że to nie miało większego celu. Od setek lat nie było wojen, spisków. Czasem ktoś zabił kogoś z królewskiego rodu, czasem bogate rodziny pokłóciły się o ziemie. Wszystkie te sprawy były szybko rozwiązywane, z pomocą magów czy bez niej. Poza tym nic się nie działo. Eldren oparł się dłońmi o blat biurka i westchnął. Powinienem się raczej cieszyć. Panuje pokój, zmiennokształtni opuścili kompletnie Mortirię, z Valhalli nie ma żadnych wieści… Ludzie są zadowoleni, mają przecież magów za sługi i sprzymierzeńców.

     Podszedł do okna, z którego widać było Arenę. Jeszcze pięćset lat temu magowie trenowali tam sztuki wojenne, ci zaś, którzy chcieli to oglądać otaczali się barierą i zasiadali na widowni. Potem stwierdzono, że te nauki są bez sensu. Teraz budynek powoli się rozpada, rzadko kiedy ktoś go odwiedza.

     Tym razem mężczyzna zauważył jednak kilka małych postaci. Zaciekawiony wyprostował się, poprawił szatę i wyszedł z gabinetu. Zanim nacisnął na klamkę w drzwiach prowadzących na dwór, przejrzał się w lustrze. Podkrążone oczy, zmierzwione włosy, niezgolony zarost. Nie możesz tak wyjść...- upomniał sam siebie. Szybko chwycił brzytwę i grzebień. Pozbył się młodej brody, włosy zebrał w krótki kucyk. Po raz kolejny użył magii uzdrawiającej, by pozbyć się cieni pod oczami. Obmył twarz zimną wodą i był gotowy. Nacisnął na klamkę i wyszedł z domu.

     Zdziwieni magowie zatrzymywali się na jego widok. Gdy tylko spojrzał w ich kierunku uczniowie kłaniali się, a nauczyciele, uzdrowiciele i naukowcy zniżali głowy.

-Witaj, Wielki Mistrzu.

- Witaj, Mistrzu Eldrenie. Dawno cię nie widzieliśmy.  – starszy mężczyzna wraz ze swoim uczniem podeszli do niego. – Dokąd zmierzasz?

- Witajcie, Mistrzu Negronie i Mistrzu Ano. Ku Arenie, widziałem tam jakiś ruch i chciałem się dowiedzieć, co się dzieje. Chcecie mi towarzyszyć? – w głębi duszy miał nadzieję, że są czymś zajęci. Wolał być teraz sam z własnymi myślami, a nie zabawiać się rozmową.

- Wybacz nam Wielki Mistrzu, ale mamy jeszcze kilka spraw do załatwienia. Do zobaczenia. – magowie skłonili się i odeszli.

- Do zobaczenia. – Eldren odetchnął i ponownie zwrócił swe stopy ku Arenie. Po kilku sekundach jednak stwierdził, że zanim tam dojdzie zapadnie zmrok. Wciągnął i wypuścił powietrze. Skupił się i uniósł się nad ziemię. Dawno tego nie robiłem. Uśmiechnął się i szybko poszybował na miejsce zmagań siedmiu chłopców. Przysiadł na widowni i obserwował jak nastolatkowie biją się drewnianymi mieczykami. Po chwili jednak trening zmienił się w zwykłą bójkę. Dzieciaki rzucili sią na siebie, tarzając się po ziemi, siłując i targając za włosy. Widząc to, Eldren zaczął się głośno śmiać. Chłopcy zerwali się z ziemi, otrzepali z kurzu i piachu i niezgrabnie się skłonili. Wielki Mistrz zasłonił usta dłonią i również ich pozdrowił. Podbiegli do niego, zaciekawieni.

- Witaj Wielki Mistrzu! Jak się miewasz? – wykrzyczał najmłodszy z nich i zaraz dostał po głowie od najstarszego.

- Jak ty się odzywasz do Wielkiego Mistrza?! – warknął. – Trochę więcej szacunku…

- Nie szkodzi chłopcze, wprawiliście mnie w dobry nastrój. Długo ćwiczycie?

- Kilka godzin Mistrzu, odkąd tylko skończyliśmy lekcje. Ale teraz musimy już wracać… Nasza matka chce żebyśmy wrócili do domu na kolacje.

- Więc musicie się pospieszyć. Pozdrówcie rodziców, muszą mieć dużo roboty z waszą siódemką… – pożegnał młodzieńców.

- Dobrze Mistrzu! – znowu wykrzyczał najmłodszy i znowu oberwał w głowę. Chłopcy ruszyli biegiem w kierunku Domów. Eldren słyszał, jak cieszyli się, że go zobaczyli. Pewnie nigdy wcześniej mnie nie widzieli, dobrze, że się ogarnąłem przed wyjściem. Pierwsze wrażenie jest najważniejsze. Podobał mu się fakt, że inni go podziwiali, a jeszcze bardziej podobało mu się to, że szanowali go jako przywódcę Gildii i jako zwykłego przyjaciela.

     Zmierzchało, ale mag nie miał ochoty jeszcze wracać do domu. Wystarczająco długo siedział tam, czytając królewskie listy, zaproszenia na przyjęcia i propozycje ożenków. Ostatnie bawiły go najbardziej, bo na pewno nie chciał żenić się z damą, której nie zna, tylko po to, by jej rodzina miała w rodzinie potężnego i bogatego maga. Zastanawiał się, jak długo jeszcze będzie musiał wysyłać odmówienia…

     Potrząsnął głową. Nie chciał myśleć o pracy teraz, nie po to wyszedł na spacer. Przekomarzanie się chłopców przypomniało mu dzieciństwo… Wiele setek lat temu, kiedy sam był w ich wieku. Kiedy mógł nie dbać o zdanie innych, biegać wszędzie, łamać zasady, wracać zakurzony, cały mokry od wody w rzekach lub deszczu. Kiedy nie był sam… Kiedy miał przy sobie…

- Jeździec od strony zachodniej bramy!
 
**********
 
Pierwszy rozdział ^^ podobał się? Jak myślicie, kim jest jeździec?

2 komentarze:

  1. Zaczęłam czytać i czuję, że to będzie świetna historia!
    Wielki Mistrz jest przystojny i młody (z wyglądu)? ;)
    Czekam na next i weny ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się że się podoba ^^ co do Mistrza... cóż nie znam Twojego gustu, wkrótce dowiesz się więcej ;)

      Usuń