Na
tysięczną rocznicę liczebność przedstawicieli ras zwiększyła się kilkukrotnie.
Inaczej jednak było wśród elfów, lecz za to byli najlepiej rozwinięci. Pod ich
opieką ziemia kwitła, zwierzęta rodziły. Z ich rąk wychodziły najpiękniejsze
stroje i rzeźby. Na każdym Remoris zmiennokształtni, krasnoludy i giganci
odbierały swoje poprzednie zamówienia i robiły nowe. Elfy zaś zbierały od nich
wiedze na temat Valhalli i Gorasis.
W
trzynastym stuleciu postała nowa rasa. Na północy, w wyniku związków między
gigantami a krasnoludami powstały istoty ani duże ani małe. Siłę i wytrzymałość
otrzymywały jedynie dzięki ciężkiemu treningowi, na który wystawiała je surowa
pogoda, inaczej były chorowite i umierały za młodu. Była to rasa ludzi.
Zaś w
Gorasis, wśród zmiennokształtnych, powstały trzy odłamy rasy. Obok tych, którzy
mogli zmieniać się we wszystkie zwierzęta, stanęli wampiry, zmieniający się w
nietoperze, wilkołaki, preferujące zmianę w wilki i zwierzęta do nich podobne
oraz varkatowie, przemieniający się głównie w lwy, pantery i tygrysy.
Jedynie
elfy pozostały czystą rasą i nie wyobrażały sobie związku z przedstawicielem
innej krainy.
Pierwszego
roku piętnastego stulecia, gdy rasa ludzi stanowiła sporą część mieszkańców
Valhalli, władcy krain postanowili zaprosić ich na Remoris, które tego roku
odbywało się w kraju elfów. Mimo niechęci do mieszańców, Arion, król, przyjął
ich z otwartymi ramionami. Ludzie, którzy zobaczyli bogate ziemie i poczuli
ciepło tutejszej pogody, poprosili o możliwość pozostania. Władca zgodził się i
rozkazał wybudować im miasto tysiąc pięćset kilometrów na wschód od Lasu Życia,
wielkiego lasu rosnącego w górzystej części Mortirii, gdzie zamieszkiwały elfy.
Jedynie niewielka część ludzi nie chciała porzucić ojczystej ziemi i istot,
wśród których się wychowali.
Arionia,
ludzkie miasto nazwane na cześć króla krainy, rozrastała się bardzo szybko.
Ludzie dużo podróżowali i często spotykali się z elfami. Podziwiali ich
zdolności do władania nad żywiołami i to jak ziemia obficie obdarowywała ich
plonami. Często zadawali im pytanie, czy nie chcieliby być jeszcze potężniejsi.
Aż w końcu znalazł się elf, który zadał sam sobie to pytanie. Miał na imię
Zaran i był najmłodszym synem Ariona, a odpowiedź brzmiała „Tak, chcę być”.
Zebrał swoich przyjaciół i, wbrew woli ojca, opuścił Las Życia w poszukiwaniu
wiedzy. Jako jeden z niewielu wiedział, że ostatni z praludzi, jedyny, który
nie zasiadł w Wielkiej Spirali, Nexus, żyje gdzieś w jaskini na Wschodnim
Wybrzeżu. Podróż zajęła Zaranowi i jego kompanom kilka miesięcy. Gdy w końcu
dojechali nad morze nie mogli uwierzyć własnym oczom. Pierwszy raz widzieli coś
takiego. Zrzucili szaty i wskoczyli do wody. Bawili się jak dzieci do zmroku
tworząc figury z morskiej piany, rzucając się kulkami wody i nurkując, potem
rozpalili ognisko, śpiewali pieśni i położyli się spać. Rano obudziły ich
wibracje powietrza. W obozie była Istota. Potężny mężczyzna ubrany w skóry.
Elfy padły na ziemię w hołdzie. „Wiem, kim jesteście i po co tu przybyliście.
Zgadzam się wam pomóc, gdyż będzie to koniec mojego życia. Staniecie się
znacznie potężniejsi, ale wasza moc będzie ograniczona. Gdy zużyjecie ją całą,
co nie nastąpi szybko, będziecie musieli poczekać aż znowu ją odzyskacie, a im
mniej macie mocy tym słabsze wasze ciało będzie.” Po tych słowach wyciągnął
duży sztylet z czarnym ostrzem. „To ostrze jest zrobione z mojej krwi. Wbije je
wam w pierś i ułamie kawałek za każdym razem. Dzięki temu prześlę wam moją moc.
Zgadacie się?” Zaran popatrzył po towarzyszach. Wszyscy skinęli głową i wstali.
„Zgadzamy się.” Nexus po kolei wbijał sztylet w piersi elfów. Ci stali mimo
ogromnego bólu. Gdy skończył, pozostałość ostrza wbił sam sobie w pierś. Jego
oczy i elfów rozbłysły. Nastała jasność, jakiej nie widziano od Wielkiej
Spirali. Potrwało to tylko kilka sekund. Zaran i jego przyjaciele stracili
przytomność. Gdy się ocknęli po Nexusie nie było śladu. Jednak sami siebie nie
poznawali. Długie uszy zniknęły, teraz bardziej przypominały te ludzkie, byli
niżsi, trochę mocniej zbudowani. Na klatkach piersiowych mieli czarne
kryształy, od których odchodziły się świecące tatuaże. Zaran podziwiał je i
zawiódł się, gdy znikły. Lecz, jak się okazało, powracały razem z błyskiem
oczu, gdy używał magii.
Książę
nie wrócił do Lasu Życia, ale założył gildię pomiędzy nim a Arionią. Ludzie z
chęcią ją odwiedzali, znacznie częściej niż las elfów. Głównie, dlatego że
magowie byli w stanie szybko uleczyć, przenosić ciężkie rzeczy, budować domy
wspierane magią, które fizycznie nie miałyby prawa istnienia. Byłe elfy, mimo
wychowania w niechęci do mieszańców, związały się z ludźmi. Sam Zaran miał
siódemkę dzieci, wszystkie urodziły się magami, każde z nich miało kryształ
innego koloru. Jego żona żyła zaskakująco długo jak na człowieka, podobnie żony
jego towarzyszy. Po ich śmierci miejsca zajmowały inne, wysoko urodzone
kobiety.
Gildia rozrastała
się bardzo szybko. W dwudziestym stuleciu magów było znacznie więcej niż elfów,
lecz nie tak dużo jak ludzi, którym coraz mniej pasowało Remoris. Król Daniel
uważał to święto za urażające dla ras, które nie powstały podczas Wielkiej
Światłości. Planował zawrzeć układ z Zaranem, by pozbyć się elfów, które
najbardziej kochały to święto, potem każdej innej rasy. Mag z początku nie
chciał rozpoczynać sprzeczki z ojcem. Pojechał samotnie do Lasu Życia, by
porozmawiać z władcą. Arion nie poznał z początku swojego syna. Gdy ten opowiedział
mu, że Istota podarowała mu moc, elf wybaczył mu opuszczenie domu i uściskał
potomka. Uśmiech jednak szybko zniknął z jego twarzy, gdy Zaran powiedział mu o
planie odwołania Remoris, tego powodach i możliwych konsekwencjach. Arion i
inne elfy wpadli w wściekłość. Rozkazał wyrzucić własnego syna z pałacu,
przeklął lud ludzi i magów.
Zaran
wrócił do miasta. Daniel ogłosił wojnę. Ludzie i magowie zaczęli się zbroić.
Podobnie elfy. Arion prosił o pomoc krasnoludów i gigantów, ale ci nie chcieli
zabijać własnych potomków póki nie zostaną przez nich zaatakowani.
Zmiennokształtni obiecali pomoc, wysłali sporą część najsilniejszych wampirów,
wilkołaków i varkatów.
W dniu,
w którym miało odbyć się dwutysięczne drugie Remoris, wojna się rozpoczęła.
Elfy początkowo uderzały z daleka, zatruwając wody i plony. Jednak magowie
szybko wykryli ten podstęp i zaczęli odpowiednio leczyć ludzi. Później rozszarpywały
ludzi z pomocą roślin i zwierząt. Wtedy wojownicy Zarana wkroczyli do walki.
Magowie byli potężni, niepokonani. Dopiero po kilkudziesięciu latach, podczas
walki, Arion zabił jednego maga. Wtedy zrozumiał, co wojownicy z nim za czele
robili źle. Próbowali atakować z wszystkich możliwych stron, ale wrogowie nic
sobie z tego nie robili. Okazało się, że są otoczeni barierą i by ją zniszczyć,
trzeba posyłać jak najsilniejsze uderzenia na wysokości kryształu. Gdy bariera
opadnie i kryształ nie jest chroniony, należy go zniszczyć. Tylko to zabije
maga. Z tą wiedzą elfy zaczęły wygrywać, ale wciąż ich siły były za małe.
Ginęły setki, tysiące. W zimie 2410 roku, Zaran zginął w walce z ojcem. Jednak
Arion wcale się nie cieszył ze śmierci potomka. Trzymał ciało syna w ramionach,
czekając na śmierć z rąk wściekłych magów. Stracił tak dużo, musiał patrzeć na
niszczenie Lasu, jego domu oraz rodu. Gdy został otoczony, wstał i uniósł głowę
tak, że skromny kryształ w jego koronie zabłysnął w świetle zachodzącego
słońca. Wtedy magowie uderzyli razem. Wielki król elfów upadł.
Elfa
nikt nie widział od tysiącleci, zostali wybici. Magowie jednak na wszelki wypadek
otoczyli Las barierą tak silną, że samo zbliżenie się do niej na długość konia
powoduje ogromne oparzenia. Nikt nie ma prawa do niego wejść. Teraz jest nazywany Lasem Śmierci lub Lasem Mroku.
Mieszkańcy
Gorasis i Valhalli zawarli pokój z królem ludzi i władcą Gildii, odwołując
Remoris. Wiedzieli, że skoro oni byli w stanie pokonać elfów, nic ich nie
pokona...
**********
Druga i ostatnia część prologu :) wkrótce dodam pierwszy rozdział ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz