Po skończonej historii mag odepchnął od siebie
Lindara i bez słowa wyszedł z sali. Szedł przez siebie, nie zwracając uwagi na zdziwione
spojrzenia. Nie patrzył na mijane sługi czy piękne wnętrze pałacu, który był
gruntownie odnowiony niecałe sto lat temu. I tak cienkie już marmurowe filary
zastąpiono szklanymi słupeczkami. Schodom zabrano jakiekolwiek oparcie, po
prostu unosiły się w powietrzu. Ściany były zbudowane z bursztynów i kolorowych
kryształów. Świeczniki, barierki, wszelakie stoliki i stołki ociekały
ornamentami i złotem, z którego wytopiono też podłogę. Wszystko to rozpadłoby
się, gdyby nie mieszkający w pałacu magowie i ich podtrzymująca budynek magia.
Przecież
ja nie mam pojęcia, gdzie idę. Airandir ocknął się po
chwili. Rozejrzał się. Dostrzegł wyjście na balkon i skierował swoje stopy w
jego kierunku. Przyda mi się trochę
świeżego powietrza. Westchnął, oparł się o barierkę i spojrzał w dół. Był
kilkadziesiąt metrów nad ziemią. Jadąc dorożką nie zwrócił uwagi, że arioński
pałac znajduje się na szczycie wzgórza. Wziął głęboki oddech i schował twarz w
dłoniach. Nie myśl o tym, po prostu o tym
nie myśl, zajmij się czymś. Próbował odwrócić sobie uwagę od ponurych myśl.
Jak zwykle, gdy go dopadały. Robił wszystko. Wstawał w środku nocy rozczesać
grzywę konia, szczoty nad jego kopytami, wyczyścić mu kopyta i wyszczotkować. Potem
wyciągał go ze stajni, siodłał i jeździł, dopóki słońce nie wzeszło. Ogierowi
niezbyt się to podobało. Czasem wychodził do lasu i tam biegał póki nie tracił
tchu. Eldren nie miał pojęcia o tym, że się wymykał z Gildii. Tylko co zrobić
teraz? Rozejrzał się raz jeszcze. Po jego lewej stronie w oddali zobaczył
wysoki mur, nad którym unosili się magowie noszący bloki skalne. Chyba znalazłem sobie zajęcie. Spojrzał
po sobie. W bogatej szacie będzie zwracał na siebie uwagę, ale tam, na dole na
pewno znajdzie coś stosowniejszego. Wychylił się i zaczął już podnosić nogę,
żeby skoczyć.
- Airandirze? – Eldren nagle pojawił się za jego plecami.
– Dlaczego mi nie powiedziałeś?
Mag powoli odwrócił się od barierki. Niezasłonięte oko
było zaszklone.
~ Już prawie
zapomniałem… - Wielki Mistrz podszedł do brata i objął go. Czuł, jak powoli
rozluźniają się jego spięte mięśnie. Usłyszał drżące westchnięcie.
~
No już, już. – gładził głowę wtuloną w jego szatę.
Mimo, że ostatnio pocieszał braciszka, gdy byli jeszcze dziećmi, nie było mu
niezręcznie teraz pocieszać dorosłego mężczyznę.
~
Nie dałbym rady. Wiesz…Przecież wiesz… - Airandir delikatnie
szlochał.
- Wybaczcie, że przeszkadzam. – na dźwięk głosu
króla mag szybko odwrócił z powrotem do barierki. – Wielki Mistrzu, możesz nas
zostawić? – Eldren poklepał brata po ramieniu widząc, jak ściera rękawem ostatnią
łzę i bez słowa wrócił do pałacu.
- Tak? - Airandir już się uspokoił.
- Gdybym wiedział, że inni nie znają twojej
historii, zostalibyśmy sami. Ty, ja i Lindar. Przepraszam cię za to. – położył dłoń
na ramieniu maga. – Wiesz, ja ostatnio straciłem brata. To nie to samo, co
stracić miłość życia i jedynego potomka, ale rozumiem trochę twój ból. –
spojrzał w dół barierki na zapadające w mroku miasto, korona zsunęła mu się
trochę na czoło. - Jest późno, poślę tu sługę, pokaże wam pokoje, jutro z rana
możecie wyjechać. – po tych słowach poprawił swoją oznakę władzy nad tymi
ziemiami i odszedł.
Mag westchnął. Mur na lewo nęcił go, ale faktycznie
było już późno, a teraz, gdy rozmawiał z bratem, jego zniknięcie byłoby
zauważone od razu.
- Płaszcz, który oddałeś tej dziewczynie… Nie szkoda
ci go? – Eldren wrócił kilka minut po tym, jak król opuścił Airandira. Próbował
zmienić kierunek jego myśli, ale nie udało mu się.
- Ta dziewczyna wyglądała jak moja żona… Ona go
uszyła. Na dwudzieste urodziny Maldora, uszyła dwa, niemal dokładnie takie same
płaszcze… - uśmiechnął się. – Jeden z czarnym futrem, mój, i drugi z białym,
dla naszego syna. Szkoda mi go… nawet bardzo. Ale… - mag zamyślił. – Nie wiem,
dlaczego… Nie wiem, dlaczego go oddałem… Może miałem głupią nadzieję, że
Bogowie mi ją zwrócili.
- To możliwe? – oczy Eldrena były szeroko otwarte.
- Nie wiem. – Airandir wzruszył ramionami. –
Słyszałem legendy, bardzo, bardzo stare legendy, które mówiły, że tak. Ludzie
modlili się nad ciałem, błagali Bogów, składali ofiary… - czuł, jak oczy znowu wypełniają
mu się łzami. Nienawidził płakać. Zobaczył mężczyznę ubranego w szarą tunikę. –
Sługa idzie pokazać nam pokój.
- Tak… Chodźmy.
Magowie poszli za „przewodnikiem.” Po drodze
spotkali Galdana z żoną, którzy tylko obdarzyli ich współczującym spojrzeniem.
Gdy dotarli do sypialni, sługa bez słowa podał Eldrenowi kluczyk i oddalił się.
Sypialnia nie była za duża i zbyt bogato wyposażona. Dwa drewniane łóżka, stoliczek
między nimi z małą świeczką, kilka ściennych świeczników i wielkie, otwarte
okno. Airandir podszedł do niego, wyjrzał, po czym je zamknął. W kąciku
zauważył wiaderko z wodą.
- Czas spać. – Wielki Mistrz przemył sobie twarz i
zdjął z siebie szatę, pozostając tylko w spodniej bieliźnie. Rozpuścił kucyka,
podszedł do łóżka i przejechał dłonią po pościeli, rozgrzewając ją magią
Airandir przytaknął i przeciągnął się, ziewając.
Zdjął opaskę, obmył oczy i rozplątał warkocza. Zrzucił z siebie szatę i buty i
wskoczył na łóżko.
- Dobrej nocy bracie. – Eldren wsunął się pod
pościel i przewrócił na bok.
- Branoc. – mag mruknął z uśmiechem. Założył ręce
pod głowę i zamknął oczy.
****
Księżyc był w pełni i rozświetlał noc. Airandir
wyglądał przez okno. Był cicho, nie chciał obudzić brata. Na palcach podszedł
do drzwi i powoli przekręcił kluczyk, kurcząc się, gdy usłyszał kliknięcia w
zamku. Wymknął się, zamknął drzwi i z powrotem przekręcił kluczyk od wewnątrz
używając magii. No… Wolny. Teraz do
pokoju dla sług. Gdy szli w stronę sypialni zobaczył kilku mężczyzn
ubranych w szare tuniki idących w jednym kierunku. Postanowił pójść w ich
ślady. Musiał minąć po drodze kilku stróżów, ale magowi nie było ciężko oszukać
ludzkie ucho, po prostu utworzył wokół siebie barierę, która zagłuszała dźwięki
i w końcu dotarł na miejsce. Tu
powinienem znaleźć stosowne ubranie… I tak też było. Ubrał jedną z tunik
sług, przedarł ją w kilku miejscach i upewnił się, że zasłania kryształ. Idąc
za zapachami, udał się do kuchni. Znalazł olej i wtarł odrobinę we włosy. Robił
to wszystko by wyglądać biedniej i nie zwracać na siebie uwagi, kiedy już
wyjdzie z pałacu. Wrócił tą samą drogą, co przyszedł, wślizgnął się z powrotem
do pokoju i otworzył okno. Utworzył mały dysk, wyszedł na niego i zamknął je.
Po tym zeskoczył z dysku i spadał swobodnie aż do kilku centymetrów nad ziemią,
na której osiadł delikatnie. Ruszył biegiem w stronę muru. Nie widział już nad
nim magów, ale i tak chciał zobaczyć, co jest za nim. Nikogo nie widział na
ulicy, jedyne, co słyszał, to od czasu do czasu chrapanie niekoniecznie
trzeźwych mężczyzn leżących na ulicy. Podszedł do jednego z nich i przyjrzał mu
się. Złoty pierścień… Prychnął. No… Biedni to oni nie są. Ale dlaczego nikt
ich nie okradnie… nikogo tu nie widziałem, oprócz nich. Od muru dzieliło go
kilkadziesiąt metrów. Szybko je pokonał i znalazł się przy zimnym kamieniu.
Rozejrzał się czy nikogo nie ma w pobliżu, uniósł się nad ziemię i szybko
przeszybował nad murem. Przed jego oczami ukazał mu się straszny widok.
Rozpadające się domy, fekalia wylewane na ulice, wychudzone zwierzęta i ludzie,
wymalowane kobiety z wstążkami u nogi… Mimo później pory, ludzi było od groma.
Nikt nie zwrócił uwagi na człowieka spadającego z muru i delikatnie lądującego
na ziemi. Airandir ruszył przed siebie. Wszyscy wyglądali jakby się gdzieś
spieszyli. Mag co chwilę słyszał zatrzaskujące się drzwi, lub wieka jakiś
włazów. Nagle zobaczył coś, czego nie spodziewał się już nigdy zobaczyć. Za
rogiem ulicy zniknęła postać ubrana w znajomy płaszcz, prowadząca małego
kucyka. Ruszył truchtem za nią. Skręcił i już myślał, że ją zgubił, gdy
usłyszał niespokojne parsknięcie i tłumione krzyki kobiety. Kierował się za
dźwiękiem i nagle zobaczył mężczyznę szarpiącego się z NIĄ. Airandir podbiegł
do niego, otoczył jego szyję swoim ramieniem i zaczął go podduszać. Drugą ręką
zatkał mu usta. Gdy stracił przytomność puścił go i podszedł do przerażonej
dziewczyny, która wyciągała w jego kierunku mały sztylecik.
- Spokojnie, spokojnie. – mag uniósł przed siebie
ręce w uspokajającym geście.
- Czego chcesz?! Nie mam wstążki u nogi! Nie widzisz
tego?! Czy może chcesz moich pieniędzy?! To ich nie oddam, potrzebuję ich żeby
kupić płaszcze dla mojej wioski! – dziewczyna rzuciła się na mężczyznę. Ten chwycił
ją za nadgarstek ściskając na tyle mocno, by wypuściła z ręki sztylet i nie
zgniótł jej kości. Wolną dłonią złapał ją za podbródek i zmusił ją, by
spojrzała mu w oczy. To nie był najlepszy pomysł… Nie miał opaski… Zaczęła
krzyczeć z przerażenia. Zatkał jej usta.
- To ja, ten mag, który podarował ci płaszcz.
**********
Król teraz trochę bardziej przypomina człowieka ;)
Myślicie, że Bogowie zwrócili Airandirowi jego żonę? Zapraszam do komentowania :)
Moim zdaniem zachowanie Króla coś za sobą kryje, jakiś podstęp. I nie, nie zwrócili mu żony, sądzę że jest po prostu bardzo do niej podobna. Rozdział ciekawy, ale jak dla mnie za krótki :/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie :)http://www.rezerwatweben.blogspot.com/
Nie wygląda mi to na zbyt dobrze... Król był chamem i dalej będzie po tym co zobaczyłam za murem.. Zgiń w męczarniach, Wasza Wysokość!
OdpowiedzUsuńCzekam na next i weny ;)