środa, 17 sierpnia 2016

Rozdział 12.


     Po skończonej historii mag odepchnął od siebie Lindara i bez słowa wyszedł z sali. Szedł przez siebie, nie zwracając uwagi na zdziwione spojrzenia. Nie patrzył na mijane sługi czy piękne wnętrze pałacu, który był gruntownie odnowiony niecałe sto lat temu. I tak cienkie już marmurowe filary zastąpiono szklanymi słupeczkami. Schodom zabrano jakiekolwiek oparcie, po prostu unosiły się w powietrzu. Ściany były zbudowane z bursztynów i kolorowych kryształów. Świeczniki, barierki, wszelakie stoliki i stołki ociekały ornamentami i złotem, z którego wytopiono też podłogę. Wszystko to rozpadłoby się, gdyby nie mieszkający w pałacu magowie i ich podtrzymująca budynek magia.

     Przecież ja nie mam pojęcia, gdzie idę. Airandir ocknął się po chwili. Rozejrzał się. Dostrzegł wyjście na balkon i skierował swoje stopy w jego kierunku. Przyda mi się trochę świeżego powietrza. Westchnął, oparł się o barierkę i spojrzał w dół. Był kilkadziesiąt metrów nad ziemią. Jadąc dorożką nie zwrócił uwagi, że arioński pałac znajduje się na szczycie wzgórza. Wziął głęboki oddech i schował twarz w dłoniach. Nie myśl o tym, po prostu o tym nie myśl, zajmij się czymś. Próbował odwrócić sobie uwagę od ponurych myśl. Jak zwykle, gdy go dopadały. Robił wszystko. Wstawał w środku nocy rozczesać grzywę konia, szczoty nad jego kopytami, wyczyścić mu kopyta i wyszczotkować. Potem wyciągał go ze stajni, siodłał i jeździł, dopóki słońce nie wzeszło. Ogierowi niezbyt się to podobało. Czasem wychodził do lasu i tam biegał póki nie tracił tchu. Eldren nie miał pojęcia o tym, że się wymykał z Gildii. Tylko co zrobić teraz? Rozejrzał się raz jeszcze. Po jego lewej stronie w oddali zobaczył wysoki mur, nad którym unosili się magowie noszący bloki skalne. Chyba znalazłem sobie zajęcie. Spojrzał po sobie. W bogatej szacie będzie zwracał na siebie uwagę, ale tam, na dole na pewno znajdzie coś stosowniejszego. Wychylił się i zaczął już podnosić nogę, żeby skoczyć.

- Airandirze? – Eldren nagle pojawił się za jego plecami. – Dlaczego mi nie powiedziałeś?

Mag powoli odwrócił się od barierki. Niezasłonięte oko było zaszklone.

~ Już prawie zapomniałem… - Wielki Mistrz podszedł do brata i objął go. Czuł, jak powoli rozluźniają się jego spięte mięśnie. Usłyszał drżące westchnięcie.

~ No już, już. – gładził głowę wtuloną w jego szatę. Mimo, że ostatnio pocieszał braciszka, gdy byli jeszcze dziećmi, nie było mu niezręcznie teraz pocieszać dorosłego mężczyznę.

~ Nie dałbym rady. Wiesz…Przecież wiesz… - Airandir delikatnie szlochał.

- Wybaczcie, że przeszkadzam. – na dźwięk głosu króla mag szybko odwrócił z powrotem do barierki. – Wielki Mistrzu, możesz nas zostawić? – Eldren poklepał brata po ramieniu widząc, jak ściera rękawem ostatnią łzę i bez słowa wrócił do pałacu.

- Tak? - Airandir już się uspokoił.

- Gdybym wiedział, że inni nie znają twojej historii, zostalibyśmy sami. Ty, ja i Lindar. Przepraszam cię za to. – położył dłoń na ramieniu maga. – Wiesz, ja ostatnio straciłem brata. To nie to samo, co stracić miłość życia i jedynego potomka, ale rozumiem trochę twój ból. – spojrzał w dół barierki na zapadające w mroku miasto, korona zsunęła mu się trochę na czoło. - Jest późno, poślę tu sługę, pokaże wam pokoje, jutro z rana możecie wyjechać. – po tych słowach poprawił swoją oznakę władzy nad tymi ziemiami i odszedł.

     Mag westchnął. Mur na lewo nęcił go, ale faktycznie było już późno, a teraz, gdy rozmawiał z bratem, jego zniknięcie byłoby zauważone od razu.

- Płaszcz, który oddałeś tej dziewczynie… Nie szkoda ci go? – Eldren wrócił kilka minut po tym, jak król opuścił Airandira. Próbował zmienić kierunek jego myśli, ale nie udało mu się.

- Ta dziewczyna wyglądała jak moja żona… Ona go uszyła. Na dwudzieste urodziny Maldora, uszyła dwa, niemal dokładnie takie same płaszcze… - uśmiechnął się. – Jeden z czarnym futrem, mój, i drugi z białym, dla naszego syna. Szkoda mi go… nawet bardzo. Ale… - mag zamyślił. – Nie wiem, dlaczego… Nie wiem, dlaczego go oddałem… Może miałem głupią nadzieję, że Bogowie mi ją zwrócili.

- To możliwe? – oczy Eldrena były szeroko otwarte.

- Nie wiem. – Airandir wzruszył ramionami. – Słyszałem legendy, bardzo, bardzo stare legendy, które mówiły, że tak. Ludzie modlili się nad ciałem, błagali Bogów, składali ofiary… - czuł, jak oczy znowu wypełniają mu się łzami. Nienawidził płakać. Zobaczył mężczyznę ubranego w szarą tunikę. – Sługa idzie pokazać nam pokój.

- Tak… Chodźmy.

     Magowie poszli za „przewodnikiem.” Po drodze spotkali Galdana z żoną, którzy tylko obdarzyli ich współczującym spojrzeniem. Gdy dotarli do sypialni, sługa bez słowa podał Eldrenowi kluczyk i oddalił się. Sypialnia nie była za duża i zbyt bogato wyposażona. Dwa drewniane łóżka, stoliczek między nimi z małą świeczką, kilka ściennych świeczników i wielkie, otwarte okno. Airandir podszedł do niego, wyjrzał, po czym je zamknął. W kąciku zauważył wiaderko z wodą.

- Czas spać. – Wielki Mistrz przemył sobie twarz i zdjął z siebie szatę, pozostając tylko w spodniej bieliźnie. Rozpuścił kucyka, podszedł do łóżka i przejechał dłonią po pościeli, rozgrzewając ją magią

Airandir przytaknął i przeciągnął się, ziewając. Zdjął opaskę, obmył oczy i rozplątał warkocza. Zrzucił z siebie szatę i buty i wskoczył na łóżko.

- Dobrej nocy bracie. – Eldren wsunął się pod pościel i przewrócił na bok.

- Branoc. – mag mruknął z uśmiechem. Założył ręce pod głowę i zamknął oczy.

****

     Księżyc był w pełni i rozświetlał noc. Airandir wyglądał przez okno. Był cicho, nie chciał obudzić brata. Na palcach podszedł do drzwi i powoli przekręcił kluczyk, kurcząc się, gdy usłyszał kliknięcia w zamku. Wymknął się, zamknął drzwi i z powrotem przekręcił kluczyk od wewnątrz używając magii. No… Wolny. Teraz do pokoju dla sług. Gdy szli w stronę sypialni zobaczył kilku mężczyzn ubranych w szare tuniki idących w jednym kierunku. Postanowił pójść w ich ślady. Musiał minąć po drodze kilku stróżów, ale magowi nie było ciężko oszukać ludzkie ucho, po prostu utworzył wokół siebie barierę, która zagłuszała dźwięki i w końcu dotarł na miejsce. Tu powinienem znaleźć stosowne ubranie… I tak też było. Ubrał jedną z tunik sług, przedarł ją w kilku miejscach i upewnił się, że zasłania kryształ. Idąc za zapachami, udał się do kuchni. Znalazł olej i wtarł odrobinę we włosy. Robił to wszystko by wyglądać biedniej i nie zwracać na siebie uwagi, kiedy już wyjdzie z pałacu. Wrócił tą samą drogą, co przyszedł, wślizgnął się z powrotem do pokoju i otworzył okno. Utworzył mały dysk, wyszedł na niego i zamknął je. Po tym zeskoczył z dysku i spadał swobodnie aż do kilku centymetrów nad ziemią, na której osiadł delikatnie. Ruszył biegiem w stronę muru. Nie widział już nad nim magów, ale i tak chciał zobaczyć, co jest za nim. Nikogo nie widział na ulicy, jedyne, co słyszał, to od czasu do czasu chrapanie niekoniecznie trzeźwych mężczyzn leżących na ulicy. Podszedł do jednego z nich i przyjrzał mu się. Złoty pierścień… Prychnął. No… Biedni to oni nie są. Ale dlaczego nikt ich nie okradnie… nikogo tu nie widziałem, oprócz nich. Od muru dzieliło go kilkadziesiąt metrów. Szybko je pokonał i znalazł się przy zimnym kamieniu. Rozejrzał się czy nikogo nie ma w pobliżu, uniósł się nad ziemię i szybko przeszybował nad murem. Przed jego oczami ukazał mu się straszny widok. Rozpadające się domy, fekalia wylewane na ulice, wychudzone zwierzęta i ludzie, wymalowane kobiety z wstążkami u nogi… Mimo później pory, ludzi było od groma. Nikt nie zwrócił uwagi na człowieka spadającego z muru i delikatnie lądującego na ziemi. Airandir ruszył przed siebie. Wszyscy wyglądali jakby się gdzieś spieszyli. Mag co chwilę słyszał zatrzaskujące się drzwi, lub wieka jakiś włazów. Nagle zobaczył coś, czego nie spodziewał się już nigdy zobaczyć. Za rogiem ulicy zniknęła postać ubrana w znajomy płaszcz, prowadząca małego kucyka. Ruszył truchtem za nią. Skręcił i już myślał, że ją zgubił, gdy usłyszał niespokojne parsknięcie i tłumione krzyki kobiety. Kierował się za dźwiękiem i nagle zobaczył mężczyznę szarpiącego się z NIĄ. Airandir podbiegł do niego, otoczył jego szyję swoim ramieniem i zaczął go podduszać. Drugą ręką zatkał mu usta. Gdy stracił przytomność puścił go i podszedł do przerażonej dziewczyny, która wyciągała w jego kierunku mały sztylecik.

- Spokojnie, spokojnie. – mag uniósł przed siebie ręce w uspokajającym geście.

- Czego chcesz?! Nie mam wstążki u nogi! Nie widzisz tego?! Czy może chcesz moich pieniędzy?! To ich nie oddam, potrzebuję ich żeby kupić płaszcze dla mojej wioski! – dziewczyna rzuciła się na mężczyznę. Ten chwycił ją za nadgarstek ściskając na tyle mocno, by wypuściła z ręki sztylet i nie zgniótł jej kości. Wolną dłonią złapał ją za podbródek i zmusił ją, by spojrzała mu w oczy. To nie był najlepszy pomysł… Nie miał opaski… Zaczęła krzyczeć z przerażenia. Zatkał jej usta.

- To ja, ten mag, który podarował ci płaszcz.
**********
Król teraz trochę bardziej przypomina człowieka ;) Myślicie, że Bogowie zwrócili Airandirowi jego żonę? Zapraszam do komentowania :)

2 komentarze:

  1. Moim zdaniem zachowanie Króla coś za sobą kryje, jakiś podstęp. I nie, nie zwrócili mu żony, sądzę że jest po prostu bardzo do niej podobna. Rozdział ciekawy, ale jak dla mnie za krótki :/
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie :)http://www.rezerwatweben.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wygląda mi to na zbyt dobrze... Król był chamem i dalej będzie po tym co zobaczyłam za murem.. Zgiń w męczarniach, Wasza Wysokość!
    Czekam na next i weny ;)

    OdpowiedzUsuń