Przed
Airandirem stanęło czterech mężczyzn. Byli opaleni, ciemne włosy mieli
rozjaśnione słońcem. Patrzyli po sobie niepewnie. Najwyraźniej Zuru to miasto leżące na południu. Ugiął nogi w
kolanach, prawą cofnął do tyłu, żeby stabilniej stać, dłonie uniósł na wysokość
twarzy. Skupił się i przed nim pojawiła się ledwo widoczna, błyskająca
czerwienią bariera. Proszę, możecie
zaczynać. Mag, wyglądający na najmłodszego z nich, uderzył pociskiem
ogniowym, później powietrznym i znowu ogniowym. Airandir zdziwił się. Jeśli wszystkie wasze uderzenia będą takie,
to bez problemu przejdę ten test… Jednak szybko siebie skarcił, bo przecież
później ataki są łączone i zadawane przez coraz silniejszych magów. Kolejny
pocisk zaskoczył go, ale bariera utrzymała się bez najmniejszego problemu.
Nadszedł kolejny i kolejny. Wszystkie były słabe, nawet ten ostateczny, wspólny.
Po skończonym natarciu magowie skłonili się i spojrzeli w kierunku Wielkiego Mistrza.
-
Dziękuję za udział w teście, możecie odejść. Wzywam przedstawicieli miasta…
****
Eldren
wzywał kolejno coraz silniejszych magów. Mimo, że bariera jego brata stała
nienaruszona, był niespokojny. Chodził tam i z powrotem, nie mogąc znaleźć sobie
miejsca. Zazdrościł królowi spokoju, z jakim to wszystko oglądał. Siedział
rozparty na jedwabnym, miękkim siedzisku, które zostało przygotowane specjalnie
na jego przyjazd. Co chwilę szeptał coś z uśmiechem do swojej żony, przez co
promieniała. Ich dzieci bawiły się, ścigając się nawzajem wokół swoich
rodziców. Widzę, że nie bardzo was to
wszystko interesuje… Eldren w końcu usiadł obok króla.
- Nic
ciekawego się nie dzieje…- władca jakby usłyszał jego myśli. - Ale i tak dobrze
było wyjechać z zamku, a nie jak Herion siedzieć cały dzień w komnatach i
zajmować się papierkami. Skoro nie sprawdzacie już swojej mocy, skąd wiesz, że
to są silni przedstawiciele danej Gildii?
- To są
starsi magowie, każdy z nich ma co najmniej sześćset lat, a więc ich ostatnie
testy się odbyły.
- A skąd
wiesz, że jedni z najsilniejszych?
- Każdy
Wielki Mistrz wie, jacy są najsilniejsi magowie w jego Gildii. Dla
bezpieczeństwa…
- A kto
jest najsilniejszym ze wszystkich?
- Ja… -
Eldren wahał się przez chwilę, pytania króla go zastanawiały. – Możliwe, że
jeszcze mój brat. Na ostatnim teście byliśmy sobie równi, walczyliśmy bardzo
długo, dniami i nocami, dopóki nasza moc się zupełnie nie wyczerpała, ale żaden
z nas nie wygrał. Aż dziw bierze, bo nigdy coś takiego się nie zdarzyło… A
przynajmniej nie w ciągu ostatnich trzech tysiącleci… I wtedy obydwaj byliśmy
słabsi od wielu magów… Nie jest pewne, czy nasza moc jest dalej taka sama.
- Czy
jest możliwe, by moc maga rosła dalej po dwudziestym piątym roku życia?
- Wszystko
zależy od jego pochodzenia, od tego, jak dużo mają w sobie czystej krwi. Im
więcej, tym większe takie prawdopodobieństwo.
- To
dlaczego nie robiliście testów tym… bliższym czystej linii?
- Przeważnie
ich moc rosła minimalnie.
- A jak było
z tobą?
- Ja
jestem magiem czystej krwi, takim jak ja moc rośnie… bardzo długo… – zaczął
nabierać podejrzeń. – To dosyć skomplikowane… Z całym szacunkiem, dlaczego
Wasza Wysokość o to pyta?
-
Ciekawy jestem. – król się uśmiechnął. – Moi poprzednicy trochę… zaniedbywali
sprawy Gildii. Najwyższy czas to zmienić.
Ta
odpowiedź trochę go uspokoiła. Rozluźnił się. Jednak nie na długo. Poczuł
wibrację dochodzącą od bariery Airandira. Zerwał się z siedziska i wzbił się w
powietrze.
~Bracie!
~Co się tak unosisz? Wszystko
jest w porządku.
Eldren
opadł z powrotem na ziemię. Król i jego rodzina patrzyli na niego rozbawionym
spojrzeniem. Tak, bardzo zabawnie to musi
dla was, ludzi, wyglądać, kiedy mag wyrwie się nagle w powietrze… Nie macie
pojęcia, co on potrafi wyczuć… Wielki Mistrz odesłał kolejną trójkę
przeciwników. Wciągnął powietrze i przez chwilę się zawahał.
- Wzywam
przedstawicieli Gildii miasta Arionia!
****
Airandir
klął pod nosem. Nic nie było w porządku. Słaby ból, który pojawił się kilka
chwil temu, teraz niesamowicie mu doskwierał. Mag miał wrażenie, że jego
kryształ zaraz eksploduje. Pot spływał mu z twarzy, ręce i nogi trzęsły się. Przed
nim stanęli Galdan, jego przyjaciel oraz Lindar. No cudnie… Komuś tu widzę mocy przyrosło… Airandir resztkami sił
spiął się i wzmocnił barierę. Ból objął całe jego ciało. Zaczął mieć mroczki
przed oczami. Zdjął opaskę, by lepiej widzieć, ale niewiele to pomogło. Zobaczył
zmartwienie na twarzy swojego byłego mentora. Magowie przyjęli pozycję do
ataku.
- W
końcu mam zaszczyt się z tobą zmierzyć! O Wielki Radi Pogromco czy tam inny
Zabójco Słońca! – Lindar szeroko się uśmiechał. – Pozwól, że je dla ciebie
wskrzeszę, byś mógł pokazać wszystkim swoją moc!
Wypuścił
trzy potężne ogniste uderzenia, jedno po drugim tak, by faktycznie wyglądały jak
słońce. Airandir usłyszał cichy dźwięk pękającego szkła i myśląc, że to jego
bariera, jeszcze ją wzmocnił. Lecz dźwięk nie ustawał. Pewnie teraz jeszcze moje uszy odmawiają mi posłuszeństwa… Drugi
atakował Galdan. Jednak jego uderzenia były słabsze od tych Lindara i to dużo
słabsze. Robił to specjalnie. Troszczył się o byłego ucznia, dawał mu odsapnąć.
~ Dziękuję… mistrzu.
~ Trzymaj się, jeszcze chwilę i
będzie po wszystkim.
Nadeszły
kolejne trzy. Dźwięk pękającego szkła stał się głośniejszy. Nozdrza Airandira
uderzył, jakże znany mu przez te sześćset lat, zapach świeżej krwi. Już wiedział,
skąd dochodził dźwięk. Tuż przed ostatecznym atakiem spojrzał w stronę brata.
~ Broń rodzinę królewską.
Eldren
zerwał się i wzniósł barierę. Rozległ się niesamowity huk. Nastała
światłość. Magowie na widowni
pospiesznie zaczęli osłaniać siebie i innych. Dzieci i żona króla krzyczały,
sam władca był przerażony. Wszyscy widzieli, jak czerwone płomienie uciekają z
klatki piersiowej testowanego i uderzają w stworzone bariery i jak większość z
nich zaczyna się załamywać.
Wielki
Mistrz wiedział, że kryształ Airandira pękł. I wiedział, że jeśli dopuści do
uwolnienia się całej mocy zgromadzonej przez te sześćset lat to nikt ze
zgromadzonych tego nie przeżyje. Nawet on. Wziął głęboki oddech. Nie było czasu
na panikę. Skupił się i najpierw stworzył tarczę broniącą wszystkich. Później
odizolował swojego brata. Wzbił się w powietrze i powoli zbliżał się do niego,
zmniejszając i wzmacniając barierę wokół niego, zamykając go w kuli. Nagle jego
uszu doszedł krzyk. Krzyk wcześniej zagłuszany przez wybuch mocy. Krzyk pełen
bólu i strachu. W tym momencie Eldren przeraził się. On może nie przeżyć. Ta myśl sprawiła, że zaczął działać szybciej. Jeszcze
kilkadziesiąt metrów… Kilkanaście… Dostrzegł sylwetkę brata. Już nie krzyczał. Leżał
w bezruchu na ziemi. Moc wciąż szybko z niego uciekała. Nie wiem, co robić… Nie wiem, jak to zatrzymać… Ale muszę to zatrzymać…
Nie pozwolę mu przecież umrzeć. Stworzył małą barierę tylko wokół płomieni i klatki piersiowej. Zmniejszał ją
dopóki się całkowicie nie pokryła z ciałem. Wtedy podbiegł do Airandira i
wpuścił w nią całą swoją resztkę mocy uformowanej w siłę uzdrawiającą. Huk
ustał i wraz z nim światłość. I oczom wszystkich ukazał się potworny widok. Rozpruta
klatka piersiowa, krew wypływająca z oczu, uszu i ust Airandira. Jego tatuaże
gwałtownie zmieniały kolor z czarnego na czerwony, aż w końcu znikły. Kryształ
był jakby wyrwany z ciała, jego brzegi cały czas ciemniały. Eldren był w stanie
dostrzec pod nim serce brata. Wciąż bijące serce.
**********
Mały wielki powrót :) strasznie przepraszam za tak długą przerwę :/ co sądzicie o rozdziale?
Nosz Kura! Czytałam rozdział akurat, kiedy czekałam na autobus szkolny... Moja mina musiała być bezcenna xD
OdpowiedzUsuńCzy Ariandir przeżyje?
Co to miało być?!
Czekam na next i weny ;)
P.S. Zapraszam do mnie : www.pattystoriespatty.blogspot.com