Środek nocy. Airandir nie mógł spać. Przeciągnął się i po raz kolejny zrobił coś, czego brat stanowczo zakazywał mu robić – wstał. Podszedł do lustra rozwijając bandaże. Chciał obejrzeć kryształ. Odrzucił ostatnie kawałki materiału pokryte resztkami zaschniętej krwi i zaczął przyglądać się swojej klatce piersiowej. Siniaki, strupy, wszystko rozchodziło się od kryształu, który delikatnie pulsował światłem w rytm bicia serca. Wcześniej tak nie robił… Wcześniej nie miał czarnych brzegów… Usiadł z powrotem na łóżku i schował twarz w dłoniach. Który to dzień… albo noc… Okna zostały zaryglowane i zasłonięte od zewnątrz na rozkaz Eldrena. Jego sypialnię rozświetlały świece. Wstał i zgasił każdą po kolei.
- Wybacz
bracie, że złamię kolejny twój rozkaz, ale muszę spróbować.
Skupił
się i wyciągnął przed siebie dłoń. Poczuł delikatny ból wokół kryształu, ale
mimo to nie przestawał. Przed jego twarzą zaczęły się tworzyć małe,
czarno-czerwone płomyczki. Airandir uśmiechnął się.
- Nie
powinieneś tego robić.
Mag podskoczył.
W drzwiach ukazała się oświetlona pojedynczą świeczką sylwetka kobiety.
- Musisz
się tak skradać? I co ty tutaj robisz o tej porze?!... A właściwie to, jaka
pora jest?
- Noc,
środek nocy. Wielki Mistrz kazał mi ciebie pilnować... Ale… skoro sam już
zdjąłeś bandaże… – Sonia podeszła do niego z ręcznikami pachnącymi jakimiś
ziołami. – Nasączone są wywarem z kwiatu derana błękitnego. Sam sok z niego
może zabić, ale to powinno przyspieszyć leczenie. – Położyła świeczkę na
stoliczku przy łóżku.
-
Powinno… Świetnie.
Czarodziejka
podeszła i przyłożyła ręcznik do piersi maga. Mężczyzna syknął.
- Coś
nie tak?
-
Piecze… - popatrzył w twarz dziewczyny. – Może oddaj mi to, będę się czuł mniej
niezręcznie.
- A tak,
oczywiście! – odskoczyła, jakby nagle poparzyła palce. – Wielki Mistrz zakazał
ci…
- Tak,
wiem, ale musiałem sprawdzić, czy jeszcze mogę używać magii. I udało się.
-
Rozumiem. Aaa… od jak dawna chodzisz? – przechyliła na bok głowę. – Bo tego też
ci zakazał.
- Odkąd
tylko się ocknąłem, każdej nocy… Mam lepsze pytania. – mag usiadł. - Kiedy
Eldren przyjdzie? Od jak dawna siedzisz za drzwiami mojej sypialni? Kiedy
wzejdzie słońce? I kiedy będę mógł wziąć kąpiel?
- Rano,
od czterech dni, za jakieś trzy godziny i być może za dwa dni, zależy czy się
otrujesz czy wyleczysz. – roześmiała się.
- Bardzo
zabawne… No ale skoro mam jeszcze co najmniej dwie godziny wolnego i już jestem
spokojniejszy o moją moc, to mogę się zdrzemnąć. – Położył ręcznik na
stoliczku, rozłożył się na łóżku i z uśmiechem zamknął oczy. – Zamierzasz
patrzeć?
Dziewczyna
nie ruszała się z miejsca. Mag podniósł się na łokciach.
- Co
jest?
-
Miałabym… głupie pytanie. Czy… ty masz drugie oko?
Airandir
przejechał dłonią po twarzy. Był tak przyzwyczajony do opaski, że nawet jej nie
zauważał. W duchu dziękował bratu, że gdy był nieprzytomny ten dbał o to, by
nikt wścibski nie badał jego zdolności widzenia.
- Tak,
nie wiedziałaś? – usiadł. – Wydawało mi się, że widziałaś… pierwszej nocy… -
poczuł, jak rumieniec wpływa mu na twarz po przypomnieniu sobie sytuacji z
Eldrenem i cieszył się, że znajduje się w cieniu.
-
Widziałam prawe… chyba… nie pamiętam… byłam zbyt zdezorientowana.
- A nie
słyszałaś opowieści Lindara? Ani mojego przezwiska Radi?
-
Lindara? Tego blondwłosego maga? Nigdy nie zwracałam na niego uwagi. I nigdy
nie słyszałam żadnych plotek o tobie… - Sonia podeszła do stoliczka. – Mogłabym
je zobaczyć?
Airandir
wahał się. Pamiętał, jak wszyscy wytykali go palcami. Jednak jej ufał. Powoli
zdjął opaskę i nachylił się do świeczki. Włosy zakryły mu twarz.
- Jeśli
chcesz…
Dziewczyna
jedną ręką odgarnęła kosmyki, drugą delikatnie chwyciła go za podbródek i
pociągnęła do góry. Patrzyło na nią dwoje oczu. Zabrała dłonie i zrobiła krok
do tyłu. Przestraszyła się. Jedno oko niemal czarne a drugie trupio białe.
W wątłym światełku płomyka mag wyglądał jak potężne groźne zwierzę.
- Nie
śmiejesz się…
- Nie…
raczej boję. Proszę, włóż opaskę.
Pospiesznie
zawiązał kawałek materiału wokół głowy i położył się na boku, plecami do Sonii.
Podmuch powietrza zgasił świeczkę.
- Wyjdź
już. Wyjdź z domu. I powiedz Eldrenowi żeby przyszedł tak szybko jak tylko
będzie mógł.
Służka
skinęła głową i powoli wycofała się do drzwi.
****
Jeszcze jeden list i gotowe. Wielki Mistrz starał się skończyć
pracę jeszcze przed wschodem słońca. Jednak tym razem nie męczyło go to.
Cieszył się, że Airandir zdrowieje. Usłyszał delikatne pukanie do drzwi. Wstał
od biurka i podszedł do nich. Sonia? Tak
wcześnie?
-
Airandir ma się świetnie. Chodzi i używał dziś magii. Jego rany zagoją się
najpóźniej do jutra. Myślę, że możesz już wysłać list do króla.
Eldren
zastygł w połowie ruchu. Dziewczyna była zdenerwowana na tyle, by nie
przejmować się okazywaniem szacunku. Ciekawe,
co przeskrobał…
-
Dziękuję za informację, niezmiernie mnie to cieszy. – powiedział tonem na tyle
surowym, że służka szybko się opamiętała.
Mag
wyminął ją i skierował swoje kroki do domu Airandira. Wzbił się w powietrze
zanim wybełkotała przeprosiny. Słońce wciąż nie wzeszło, więc nie spotkał
nikogo na swojej drodze i w kilka minut stał przed kolejnymi drzwiami. Wciągnął
chłodne powietrze. Jedna myśl i już był środku.
-
Słyszałem, że łamałeś moje zakazy.
- Nie
spałeś?
- Spałem
kilka godzin, w przeciwieństwie do ciebie. – spojrzał karcącym wzrokiem na brata
bawiącego się malutkimi kulkami świetlnymi, które migotały w różnych barwach
wokół jego palców.
- Cieszę
się, że mogę to znowu robić.
- Jutro
z rana bierzesz kąpiel, przywdziewasz wyjściowe szaty i jedziemy na audiencję
do króla.
Światełka
w jednej chwili zgasły, a Airandir spochmurniał.
- Czego
on znowu chce? Po co ja mu jestem potrzebny?
- Nie
dowiesz się jak go o to nie zapytasz, ja nie wiem… Kazał mi umówić ciebie na
spotkanie jak tylko będziesz w stanie ustać…
- A więc
jedziemy dzisiaj. – mag zerwał się z łóżka. – Wyślij wiadomość mentalną do
jednego z jego strażników, jestem pewny, że chociaż jednego znasz osobiście. Z
szatami nie będzie problemu. Z kąpielą też. – zrobił kilka kroków w stronę
drzwi wyjściowych. – Idziesz ze mną?
****
Eldren
nawet nie próbował się kłócić, wiedział, że to nic nie da. Po kąpieli obydwaj
zjedli śniadanie i ubrali czarne szaty zdobione złotymi pasami. W południe
ruszyli w stronę Arionii. Razem z nimi Galdan, jego żona, przedstawiciele Rady
i… Lindar.
~ Wciąż nie rozumiem, dlaczego? – Airandir był jeszcze bardziej
poirytowany niż przedtem i nie ukrywał tego. Szybował szybko, tak szybko, że
inni musieli go ścigać.
~ Lindar jest osobistym doradcą
króla, musi. – Wielki
Mistrz także ledwo za nim nadążał. – Pokazywanie
złości tylko da mu satysfakcję.
~ Wiem, ale ja będę miał
satysfakcję z tego, że dotrze do pałacu spocony i zmęczony.
Jeszcze
przed zmierzchem dotarli do miasta. Tam wsiedli do dorożki i po godzinie jazdy
ujrzeli mury pałacu.
**********
Witam ponownie